poniedziałek, 28 lutego 2011

Lanzarote - powrót (21-24.01.2011) część 3

 Wszystko co dobre, szybko się kończy. Rano pobudka coś przed 8, szybki shower, pakowanie i na miasto na śniadanie. Zahaczamy jeszcze o recepcję, zostawiamy kluczyki z auta i z pokoi. Dziękujemy za pobyt i na miasto, jest po 9. Na śniadanie nie kupi się nic innego niż śniadanie angielskie. Zamawiamy je, przy okazji oglądamy bramki z ligi angielskiej :)Po 10 pakujemy się do taksówek i jedziemy na lotnisko, czekamy jeszcze chwilę przed terminalem, korzystając z promieni słonecznych. Ale nie ma co ryzykować powtórki z Madrytu, sprawnie przechodzimy przez security check. I jesteśmy w strefie wolnocłowej i co się okazuję, na wyspie i tak taniej. Podczas czekania na samolot, spotykamy polaka wracającego do kraju przez Irlandię. Okazuje się że pracuje na wyspie w restauracji prowadzonej przez polkę. Najwięcej pracy fizycznej na budowie przy budowie hoteli. Życzymy bezpiecznej podróży i każdy idzie w swoją stronę. W pewnym momencie trochę paniki wykrada się w nasze szyki gdyż na tablicy odlotów przy naszym połączeniu do Madrytu widnieje napis DELETE(nie nie DELAY tylko DELATE), WTF?!. Udajemy się do informacji, pani nas uspakaja i informuję że samolot właśnie dolatuje i wskazuje nam gate, przy którym już jest znaczna kolejka. Ustawiamy się, po nie całych 20 minutach kolejka jest już sporych rozmiarów i zaczyna się bording. Wszystko mija sprawnie i szybko, żegnajcie kanary :( ale Madrycie nadchodzimy :). Lot mija spokojnie, większość towarzystwa przesypia podróż. Lądowanie w Madrycie znowu przed czasem. I teraz mamy 12 godzin na zwiedzanie Madrytu, lot to Krakowa dopiero jutro (poniedziałek) o 6:20.Udajemy się do informacji i pytamy gdzie można zostawić bagaż, okazuję się że przechowalnia bagażu znajduję się przy stacji metra. Poruszamy się po lotnisku ruchomymi chodnikami, co po tak męczącym weekendzie jest bardzo przydatne.
Schowek na bagaż kosztuje 4e za szafkę, do której bez problemu wejdzie 5 plecaków. Bez zastanowienia zrzucamy się na szafki, bierzemy tylko potrzebne rzeczy i uderzamy na miasto. W automacie zakupujemy bilety na 10 przejazdów za 6,5 e.
Obieramy kierunek na dzielnice biznesową, potem stadion Realu i na centrum. Przejazd metrem sprawny i po około 30 minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Już nie ma tak ciepło jak jeszcze parę godzin wcześniej. Temperatura 4 stopnie na plusie. Na przydrożnym straganie kupujemy kasztany 2e za 10 sztuk i udajemy się pod bank (2 wieże) pamiątkowe foto.

Następnie udajemy się w stronę stadionu. Co chwilę mijają nas kibice w szalikach i koszulkach Realu, jak się okazało w ty dniu Real grał swój mecz. Pod stadionem pełno ludzi, masa straganów z pamiątkami, co chwilę podjeżdżają autobusy z kibicami. W pewnym momencie słychać syreny policyjne jak się za chwilę okazało była to drużyna Realu Majorka w obstawie policyjnej. Nie minęło może z 5 minut i znowu słychać syreny. Tym razem to drużyna Realu Madryt. Robimy pamiątkowe foto pod stadionem i udajemy się na metro.


W metrze większość ludzi kieruje się w przeciwną stronę od nas. My wysiadamy na Puerta del Sol i udajemy się do Museo del Jamon (sieć lokali w Madrycie) gdzie można zjeść:
bagietką z szybką Jamon, croissant z szynką i serem,kanapkę z sosem pomidorowym, szynką Jamon i oliwą. Można wypić także cole,fante,sprite, lampkę wina,kufelek piwa. Każda z tych rzeczy kosztuje 1e. Wydajemy średnio po 5e. 

Z napełnionymi brzuchami ruszamy na szybkie zwiedzanie. Pierwszym punktem ekspres zwiedzania jest, punkt 0 znajdujący się na Puerta del Sol. Następnie udajemy się pod Operę i Pałac Królewski. Pamiątkowe fotki rzecz obowiązkowa. Dalej katedra tuż za Pałacem Królewski i pomnik Jana Pawła II. Miałem lekkie de ja vu, gdyż dwa miesiące temu byłem w Madrycie. Nie ma co się rozczulać, bo czas biegnie nie ubłaganie. Następnym punktem jest plac Plaza de Mayor (jak mogłem na nim nie być wcześniej- mniejsza z tym) jest to plan na którym był kręcony film 8 CZĘŚCI PRAWDY.

 Kilometr 0.
Opera
 Palacio Real de Madrid
 Katedra obok pałacu.
 Pomnik Jana Pawła II
 Plaza de Mayor.




Ładnie, ładnie szybkie zastanowienie ruszamy dalej, stacja metra i jedziemy pod stadion Atletico. 


Po 20 minutach stoimy pod bramami Estadio Vincete Calderon.Fotka że byliśmy i wracamy na metro. 



Po drodze zaopatrujemy się w napoje u chińczyka w sklepie :). I znowu jesteśmy na Puerta del Sol. Odwiedzamy ponownie Museo del Jamon. Kupujemy bagietki z szynką, będą na poranne śniadanie. Na miejscu też coś konsumujemy, popijamy piwkiem. Na zegarku coś po 22. Padamy ze zmęczenia, postanawiamy wracać na lotniska . Z racji że nie wszyscy chcą wracać, część zostaje na mieście. Reszta udaje się na lotnisko, gdzie oczekuje na resztę grupy. W komplecie jesteśmy przed 1 w nocy, odbieramy bagaż, przechodzimy przez security check. Rzut okiem na tablice odlotów i kierujemy się pod gate, czas się zdrzemnąć. Koło 5:30 w okolicach gatu robi się tłoczniej, kolejki jeszcze brak. Postanawiamy rozłożyć się zaraz przy biurku i w ten oto sposób zaczyna się robić kolejka. O 6:10 zaczyna się bording, w samolocie każdy siada tak co by mu było wygodniej się wyspać. Lot mija bardzo szybko, nie którzy budzą się dopiero pod terminalem w Balicach. Pogoda nie zachwyca -2 wrrrrrrrr :/. Szybko przemieszczamy się na parking do auta, drapanie szyb. Żegnamy się z drugą grupą. I w drogę. W Katowicach meldujemy się przed 12. Mimo iż wystąpił problem z biletami w Madrycie, wyjazd można uznać za bardzo udany. Do następnego.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz