wtorek, 8 marca 2011

Barcelona, spełnienie marzeń. (18-22.02.2011) - część 3

Barcelona dzień trzeci.Wczorajsza integracja to było zło, a najgorszym pomysłem było wykorzystanie panującego regulaminu. Że to co w lodówce jest nie podpisane, staje się darmowe ;) Jako że trochę różnego alkoholu tam było, a recepcjonista Włoch jakoś nie robił problemu, tylko stwierdził że regulaminu to regulamin. Mix był pewny. Rano Adam zapewnił ponownie pobudkę, ale jakoś nie byłem sobą po 3-4 godzinach snu. Po wczorajszej imprezie jeszcze trochę szumi w głowie. Dzień zapowiada się masakrycznie. Trzeba się ogarnąć i coś zjeść. Jak zwykle kolejka pod prysznic. Na swoje szczęście odczekałem swoją kolejkę w łóżku. Szybki shower i dołączam do reszty na jadalni. Kawa - nie, jedzenie - jakoś nie jestem głodny, to może piwo pomoże, nic z tego sic! O dziwo reszta jakoś w lepsze formie niż ja. Robimy zapasy żywności, które pakujemy do plecaków i ruszamy w drogę. Dzisiaj czeka nas zwiedzanie wzgórza olimpijskiego,a potem.... Potem zero konkretnych planów aż do wieczora. Opuszczamy hostel i kierujemy się w stronę stacji metra. Na ulicach spokój, na skrzyżowaniach policja. Myślę sobie że może dlatego że mecz dzisiaj wieczorem, jak bardzo się myliłem okazało się jak wyszliśmy za róg. Na ulicy odbywał się jakiś dzielnicowy? festyn. Na drodze rozstawiona scena na jakieś występy, zamki dmuchane dla dzieciaków i jakieś inne atrakcje. Nam najbardziej do gustu przypadła nie tuzinkowa orkiestra.





 Postaliśmy trochę i posłuchaliśmy,następnie w drogę. Dochodzimy do stacji Placa de Sants, wsiadamy do metra i po dwóch stacjach jesteśmy na miejscu. Ponownie znajdujemy się na stacji Espanya. W okolicy stacji znajduje się chyba? stadion corridy, a z drugiej strony tańczące fontanny. Jednak dojście do fontann jest zamknięte przez jakąś konferencję.




Obchodzimy bokiem plac i zaczynamy podejście pod górę. Dzisiejszego dnia pogoda także nas nie rozpieszcza, jest ciepło ~12 stopni ale niebo nie wygląda za dobrze.


 Po 30 minutach spacerku, jesteśmy prawie na samej górze. Z góry można podziwiać panoramę Barcelony.


Im wyżej, tym więcej obiektów sportowych można napotkać. Robimy sobie krótką przerwę, każdy spędza ten czas tak jak chce. Niektórzy się posilają tym co zabrali, jakieś pamiątkowe foty i ruszamy dalej. Na pobliskich stadionach odbywają się mecze rugby oraz futbolu amerykańskiego, trochę oglądamy ze znacznej wysokości, po następnych 10 minutach jesteśmy na głównym placu wzgórza.




Przy głównym placu znajdują się baseny, hala sportowa, boisko treningowe oraz stadion olimpijski.





Hala sportowa




W pewnym momencie odłączam się od grupy i kieruję się w stronę stadionu, zasiadam na pobliskim murku i zasypiam. Ach zmęczenie, myślę sobie że będą szli tą samą droga co ja i mnie obudzą. Przebudziłem się po około 20 minutach, a grupy nie ma sic! Telefon w hostelu jak się z nimi skontaktować, kieruję się do miejsca gdzie się rozdzieliliśmy. Nie ma ich idę drugą stroną w stronę stadion, nie ma ich. Robię jeszcze jedną rundkę biegiem, w moim stanie tego mi właśnie było trzeba :P. No nie ma ich sic! W sumie to ja ma bilety na mecz i całą resztę, najwyżej spotkamy się w hostelu. Idę w stronę stadionu, wchodzę, patrzę jest moja grupa :)

Stadion olimpijski z zewnątrz i wewnątrz.



Wymieniłem trochę uprzejmości z moją narzeczoną i wszystko wraca do normy. Możemy sobie powiedzieć veni, vidi i w drogę.

Znicz olimpijski.



Schodząc z góry drugą stroną mija się muzeum olimpijskie - wstęp 5e. Łatwo do niego trafić gdyż prowadzą do niego wmurowane odciski butów,stóp historycznych sportowców, nas najbardziej zainteresował odcisk buda Michaela Jordana.


 Idziemy dalej, po prawej mijamy kolejkę funiculare, którą można wjechać na zamek na samej górze, cena przejazdu 8e. Z lewej strony zaś mijamy basen ze skocznią.  Schodząc niżej znajduje się kolejny taras widokowy, tym razem widok na centralną cześć Barcelony.



 W okolicy można skorzystać z pobliskiej restauracji oraz przejechać się kolejką linową na portem za jedyne 11e. My postanawiamy udać się do portu na piechotę, w końcu pora obiadowa, a w porcie znajduje się znana restauracja Fresco.Schodzą z góry zaliczam grę w kamienną twarz z pewnym posągiem :) Teraz zostało nam jakieś 1500m do kolumny Kolumba. Pod kolumną pełno straganów, mieszkańcy wstawiają swoje starocie na sprzedaż, na jednym ze straganów znajdujemy półmisek z monetami polskimi.



 W brzuchach burczy, idziemy jeść. Do Fresco kolejka jak za komuny, odpuszczamy. Postanawiamy że idziemy na plażę, a jak będziemy wracać to coś zjemy. Idziemy, idziemy i po 30 minutowym spacerku jesteśmy w okolicach plaży. Zaliczamy pobliski sklep, czipsy,piwo,woda i na plażę. Przy plaży bulwar jak w Miami ;)



Rozkładamy się na drewnianym podeście na piasku, jako że pogoda się poprawiła idziemy pomoczyć nogi w morzu. Woda zimna, ale po 5 minutach moczenia organizm się przyzwyczaja i jest całkiem sympatycznie. Zbieramy na pamiątkę muszelki, których jest masa na piasku i idziemy odpocząć w słoneczku i wypić piwko.





 Leżąc bezczynnie Adam postanawia pokopać piłkę z małym messim ;) dołączam się do kopania, jako że jesteśmy już wiekowi :) po 20 minutach odpuszczamy i kontynuujemy leniuchowanie.



Jest wspaniale plaża,szum morza, słoneczko piecze, a u nas w kraju -5 :). Wszystko co dobre się kończy. Zbieramy się i kierujemy do fresco.



 Nie mija 40 minut i jesteśmy w środku, 10e i jemy ile chcemy. Zapychamy nasze zgłodniałe brzuchy, jakiś deser, kawa i już 17 trzeba ruszać w stronę hostelu. Wracając zahaczamy o FcBotiga, dokonujemy ostatnich zakupów związanych z Fc Barceloną i kierujemy się w stronę La Rambli.

Marysia w jedynych słusznych barwach.



 W szybkim tempie zwiedzamy jeszcze Palau Guell potem pobliski sklep, trzeba coś wypić przed meczem. I wracamy na Ramblę, kierując się ku górze, dokupujemy brakujące pamiątki.

Palau Guell





Roberto



Zgodnie z legendą(jak się wypije wodę z La Rambli to się wróci jeszcze do Barcelony), pijemy wodę z pobliskiego dystrybutora wody.




Wsiadamy do metra, kierunek hostel. W hostelu jesteśmy coś koło 19.Prowizoryczne pakowanie,schodzimy na dół aby po drinkować i zrobić jakieś jedzenie na podróż. W końcu pojawia się Piotr, aklimatyzujemy się i koło 20 ruszamy w stronę stadionu,mecz ma się rozpocząć o 21. Ci mniej fanatyczni dopiero teraz dokonują zakupu szalików na mecz, czas wejść na stadion mijamy bramkę i jesteśmy na terenie stadionu. Do naszej bramki mamy jeszcze spory kawałek ale czas mija szybko, bo co chwilę robimy jakieś zdjęcia.


 Mijamy bramki kontrolne skanując kod kreskowy z bilety i wchodzimy na sektor. Dreptamy schodami na wysokość 4 piętra lub wyżej i jesteśmy na sektorze.Widok z tej wysokości jest bardzo przyjemny widać wszystko jak na tv, a do tego łatwo można rozpoznać piłkarza biegającego po murawie. Z korony stadionu także rozciąga się super widok.

Zdjęcia z korony stadionu.


Na 30 minut przed mecze ludzi na stadionie tyle co na dobrym meczu w Polskiej lidze :) za to przed stadionem masa ludzi. Pamiątkowe zdjęcia ze stadionu rzecz obowiązkowa.







Na wyjście piłkarzy, stadion wypełniony w 95% jakieś 90.000 ludzi, a w śród nich my.Na stadionie pełen luz, koleś obok kręci jointy i pali se na legalu, do tego na stadionie idzie kupić piwo 0,33 za 3e, hot-dog 4e.Doping bez historii, były zrywy do tego ja trochę zdarłem gardło :) Mecz całkiem,całkiem.

Bramka na 1:1 z karnego


A tak się cieszą piłkarze Fc Barcelony z bramki na 2:1


 Barca wygrywa 2:1, po meczu zostajemy aż stadion opustoszeje i robimy pamiątkowe zdjęcia,przemieszczając się z sektora na sektor. 



Na stadionie zostaje także fan club Barca Polska



Opuszczamy stadion grubo po 23, po drodze zaliczamy pobliski sklep opencor (ale po 23 nie można kupić już alkoholu) każdy kupuje to co potrzebuje i wracamy do hostelu. Tam żegnamy się z Piotrem i pora udać się spać. Jutro z samego rana zaczyna się powrót do ojczyzny.

poniedziałek, 7 marca 2011

Barcelona, spełnienie marzeń. (18-22.02.2011) - część 2

Drugi dzień w Barcelonie, zaczyna się pobudki wykonanej przez Adama. Niechętnie wstajemy. Czas ustalić kolejność wejścia do łazienki,  oczekiwaniu na swoją kolej przeglądam mapkę metra i wybieram najbardziej optymalną trasę zwiedzania. Część grupy, która już się odświeżyła zeszła do kuchni robić śniadanie kawę.Szybki prysznic i dołączam do reszty. Ciepła kawka do tego bagietka z szynką jamon.Całkiem niezły zestaw śniadaniowy. Okazało się iż osoba która siedziała wczoraj przy laptopie to Piotr. Student na wymianie w programie ERASMUS. Po śniadaniu udajemy się do pokoju aby zabrać resztę rzeczy i w drogę. Kierunek kolumna Kolumba, następnie do oceanarium, a dalej szlakiem Gaudiego. Wsiadamy do metra na stacji badal,jedna przesiadka na linię zieloną i wysiadamy na stacji drassanes. Do kolumny kolumba mamy z nie całe 200 metrów, po drodze robimy postój przy pobliskiej kotwicy pamiątkowe foto, następnie następuje sesja zdjęciowa pod kolumna Kolumba.



Zdobienie kolumny.





Pod kolumną znajduje się informacja turystyczna w której można zakupić bilety do większości atrakcji turystycznych jak i na mecze Fc Barcelony. My zakupujemy bilety do oceanarium (cena 17,50 e) oraz na wieżę Kolumba 4e. Na górę wjeżdża się windą. Widok z góry zapiera dech w piersiach. Zdjęcia robione z góry.

Widok na przystań z żaglówkami.

Passeig de Colom
La Rambla
Dwa liniowce zakotwiczone w porcie, a z prawej terminal portu
 Budynek zwany WTC

Kolumna Kolumba z dołu
Ja,Marysia i król lew.


Ruszamy dalej w stronę oceanarium. Kierujemy się na centrum handlowe maremagnum. W tym centrum znajduję się oficjalny sklep Fc Barcelony.Masa innych sklepów, oraz restauracja Fresco CO(jesz ile chcesz za 10e) link do restauracji więcej informacji. Zapraszam tutaj .


Przechodzimy przez centrum, i po 300 metrach jesteśmy pod oceanarium. Kolejka do kasy ogromna, ustawiamy się. Po 5 minutach stania, jedna osoba idzie się spytać pani przy bramach czy na biletach (kartka a4) wejdziemy. Okazało się że tak. (Żeby zaoszczędić sobie stania w kolejce opłaca się zakupić bilet w centrum informacyjnym). Samo oceanarium to zbiór masy akwarium z różnymi gatunkami ryb. Największe wrażenie jednak robi główny zbiornik który się podziwia z półokrągłych korytarzy, które robią największe wrażenie. Reszta to tylko zbiór ryb w oddzielnych akwariach.





ww korytarz.


Oceanarium zaliczone, teraz czas ruszyć śladami Gaudiego. Opuszczamy teren oceanarium i kierujemy się w stronę dziwnie wyglądającej rzeźbie? 


 W tle wzgórze olimpijskie i kolumna Kolumba.

Przemierzając kolejne ulice Barcelony. Zaliczamy pobliskie sklepy z pamiątkami, a żeby nabrać siły zahaczamy o kawiarnię znanej marki. Architektura Barcelony jest zróżnicowana. Kilka z ciekawszych zdjęć z naszego spaceru.




W pewnym momencie korzystamy z drogowskazów wskazujących atrakcję turystyczne i kierujemy się w stroną jakiegoś budynku. W okolicach masa turystów i każdy pstryka fotkę, jak się okazało (przy pisaniu bloga) jest to:
Palau de la Musica Catalana. info



Fotki,fotkami ale mamy plan. Ruszamy dalej. Jako że zgłodniałem, a z przydrożnego straganu docierały do mnie takie zapachy że hmmmmmmm. Postanowiłem zaryzykować i zakupiłem coś co wyglądało jak ziemniak. Myślę sobie ziemniak z grilla, prawie jak z ogniska kupie dwa. Po skosztowaniu, nie smakowało to jak ziemniak, tylko jak marchewka z grilla ble. A po przeanalizowaniu smaku z wszystkim towarzyszami, jakoś trudno było uzgodnić jak to smakuje. Widzę kosz i od razu pozbyłem się owego jedzenia. Uszczuplony o 3e i głodny, kontynuowałem spacer. Po 20 minutach od opery, dochodzimy do jakiejś większej ulicy z masą sklepów po drodze. Zastanowienie hmmm, jesteśmy na dobrej drodze. Po kolejnych 500 metrach dostrzegamy po przeciwnej stronie.

Casa Batlló info


Nie całe 200 metrów wyżej znajduje się:
La Pedrera info




Do oby dwóch budynków można wejść. Kolejki jakie się tam ustawiają są całkiem spore. Najwięcej Azjatów z aparatami ;). Odpuszczamy z dwóch względów cena 11e za osobę oraz że czas nas goni, a mamy jeszcze na planie Sagrada Familia i Park Guell. Także pamiątkowe foto i w drogę.


Mijamy dziesięć przecznic i nic, kolejne pięć dalej nic. Po kolejnych pięciu. Przemieszczamy się ulicę w dół, wychodzimy za róg i widać, ogromne wieże,dźwigi i rusztowania. Jesteśmy na miejscu, szukamy jakiejś ławki aby sobie dłużej odpocząć. Dokonujemy zakupu napoju w pobliskim sklepie, ci bardziej głodni decydują się na zapiekanki po 5e. Aby uchwycić na zdjęciach wszystkie wspaniałe elementy tej katedry, potrzeb by z 50 zdjęć jak nie więcej. Wejście do środka oczywiście płatne, a kolejka z 3 lub 4 razy taka jak do ww. zabytków/atrakcji. Poniżej kilka zdjęć Sagrada Familia info






Wspólna fotka.

Zdjęcia z takiej pozycji wykonywał Adam.


Po zrobieniu fotek udajemy się na obiad do restauracji lactuca (jesz ile chcesz za10e). Restauracja znajduje się koło Mc'Donald w okolicach Sagrada Familia. Po zaspokojeniu głoda, udajemy się po zakup pamiątek, które w tym miejscu są najtańsze z wszystkich miejsc w których byliśmy. Także polecam zakup pamiątek w tym miejscu. Po zakupach w drogę, wsiadamy do metra na stacji Sagrada Familia i z jedną przesiadką kierujemy się na stację Alfons X. Teraz czeka nas wejście pod stromą górę. Po około 2km wchodzenia pod górę. Znajdujemy się u bram Parc Guell info. Dwa domki przy wejściu, wyglądają jak domki z piernika. Park jest przepiękny i każdy kto był to powie. Wszystko super ze sobą współgra. Przemierzając uliczkami parku, można dojść na górę z której rozciąga się panorama na całą Barcelonę. Po niżej zamieszkam fotki z parku.

Główne schody parku



Pośrodku schodów znajduję się okazała jaszczurka.


Poziom wyżej znajduje się zadaszona przestrzeń. Sufity zdobią okazałe mozaiki.





Na zadaszonej powierzchni znajdują się ławki, oczywiście zdobione mozaiką z dwóch stron.



Z tego miejsca także roztacza się panorama na miasto. Na pierwszym planie budynki przy wejściu do parku.




Idąc wyżej, podobnymi ścieżkami jak na zdjęciu.


Dociera się na jedno ze wzgórz parku. Z którego roztacza się panorama na okolicę. Za nami wznosi się wzgórze Tibidabo z parkiem rozrywki oraz tarasem widokowym



Przed nami zaś, roztacza się panorama na miasto.







Dzisiejszego dnia pogoda nas nie rozpieszcza i zaczyna lekko kropić. Czas się zbierać do hostelu, na dzień dzisiejszy wystarczy atrakcji. Po drodze robimy pamiątkowe foto z ww. pozycji fotografowania.


Oraz zaliczamy pobliskie schody.


Do stacji metra tym razem mamy z górki. Im bliżej metra, tym intensywniej zaczyna kropić. Po nie całych 30 minutach jesteśmy na miejscu. Wychodzimy na powierzchnię, a tutaj deszcz pada. Przemieszczamy się pod balkonami w stronę sklepu. Szybkie zakupy i wracamy do hostelu. Ogarniamy się i spotykamy się na dole. Kolacja, kawa, jakieś drinki. Postanawiamy że wychodzimy jeszcze na miasto. Na noce wojaże tylko Basia się nie zgadza i wraca do pokoju. Reszt kieruje się w stronę centrum. Wysiadamy na stacji Espanya. Za nami powinny być fontanny, ale w ten weekend jest jakieś kongres i fontanny nie czynne sic! Kierujemy się w stronę La Rambli, lecz po około 2km mamy dosyć. Robimy pamiątkowe zdjęcie i wracamy do hostelu.


W hostelu ponownie się rozdzielamy. Adam,Marta,Robert wracają do pokoju. Na dół idę ja,Marysia i Tomek. Drinkujemy sobie. Po pewnym czasie dołącza do nas Piotr. Trochę rozmawiamy i namawiamy go aby poszedł jutro z nami na mecz Fc Barcelony. Trochę mu zajmuje, lecz z każdym łykiem zdaje się ulegać naszym namową. W między czasie poznajemy miłego Chińczyka i Amerykanina. Integrujemy się z nowo poznanymi znajomymi. Po około godzinie dobrego integrowania, dołącza do nas recepcjonista Włoch i tak spędzamy razem czas. Na wymianie poglądów, nauki niektórych polskich słów ;) Do pokoju wracamy zmęczeni przed 5 rano. Chwila relaksu w łóżku, a rano na zwiedzanie.