sobota, 26 lutego 2011

Dortmund oraz mecz BVB (11-12.12.2010)

Następny miesiąc i kolejna wyprawa. Naszym pierwotnym kierunkiem miał być Poznań i mecz Lech Poznań - Manchester City w lidze europejskiej. Lecz po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, doszliśmy do wniosku że jeżeli będzie tani przelot do Dortmundu to lecimy na mecz BVB. Jak się okazało Wizz wrzucił promocję do Dortmundu z kliku miast z Polski. Bilety po 39zł + 11 zł płatne przelewem za rezerwację. Ok decydujemy się.
Na wyjazd do naszych zachodnich sąsiadów zdecydowało się sześciu śmiałków. W między czasie mój przyszły szwagier Grzegorz (Ignac) przedzwonił do swojego kolegi mieszkającego koło Dortmundu aby zakupił nam bilety na mecz (11.12.2010). Bilety na mecz po 39e, kupujemy także na dzień dobry trzeba było wyłożyć po 260zł. Jako że leci 6 osób,a wylot jest o 6 rano z Pyrzowic. Jako transport na lotnisko wybieramy Mercedesa Vito pożyczonego od kolegi od Grzesia. Paliwo + parking to kolejne 120zł, na 6 wychodzi po 20 zł. Do tego trzeba wziąć jakieś kieszonkowe dla siebie i wyjazd zamyka się w kwocie 600zł. 
Spotykamy się o 4 rano pod Katedrą w Katowicach, Grzesiu za kółkiem z tyłu 2 znajomych (Robert i Tomek) dosiadamy się we 3 (Ja,Koras,Jędrzej). Na dzień dobry napój integracyjny, ja odmawiam jako że jutro to ja wracam tym autem, reszta się integruję :) Po zaparkowaniu auta udajemy się na terminal jest już 5:20, trochę czekamy do security chcek. I po 5:30 meldujemy się w strefie wolnocłowej, szybkie zakupy dla kolegów z Niemiec i bording. W samolocie większość to Polacy. My z Adamem udajemy się w spokojniejszą część samolotu aby się przespać, reszta dalej się integruje z tyłu samolotu.
Krzysiek - Koras (szara bluza), dalej po kolei, Tomek,Grzegorz - Ignac
 Robert.
 Lot i lądowanie mijają spokojnie i przed 8:00 jesteśmy już w terminalu lotniska w Dortmundzie.
Konsternacja co teraz? Postanawiamy się przejść spacerkiem na dworzec kolejowy i tak się dostać do centrum Dortmundu. Wychodzimy z terminala i nie miła niespodzianka, mży deszcz :/ Orientacja w terenie, przypomnienie układu dróg z google maps i obieramy kierunek na lewo. Przechodzimy na druga stronę, mijamy stację benzynową i ukazuje nam się Lidl. Czas na pierwsze zakupy :) W sklepie szok, idzie kupić piwo za 0.30e, każdy zaopatruje się w złoty trunek oraz coś do jedzenia i do kasy. Przy kasie miła niespodzianka, na kasie urocza pani i jak to Grzesio stwierdził to musi być polka, po czym pani odpowiada dzień dobry. Szybka rozmowa na temat warunków pracy. I opuszczamy sklep. Każdy z nas konsumuje to co chce, jedzenie,piwo.



 Nie którzy z nas się zabezpieczyli i wzięli ze sobą parasol :)
Po zaspokojeniu swoich potrzeb, ruszamy w kierunku dworca. Od lotniska do dworca kursują autobusy miejskie, lecz my wybieramy środek transportu piechto bus :) i po około 40 minutach spacerku jesteśmy na dworcu kolejowym. Bilet do Dortmundu kosztuje 4,5e, a grupowy na 4 osoby 15,5e. Kupujemy 1 grupowy,a 2 odważnych jedzie bez biletu. Na pociąg czekamy całe 5 minut, i po 20 minutach jazdy ukazuje nam się stacją.


Wysiadamy, to stacja przy stadionie Borussii, wchodzimy pod górę i widać charakterystyczne żółte ożebrowanie stadionu, pstrykamy pamiątkowe foto.



Z tego co zauważamy to pod stadion da się dojechać: metrem,autobusem,pociągiem. Kiedy takie czasy nastąpią u nas. Zdjęcia zrobione. Czas udać się w stronę miasta. Spacerując w stronę centrum widzimy wmurowane w ziemię tablice pamiątkowe z okazji 100-lecia klubu z Dortmundu

W centrum miasta, mijamy dużo ludzi w szalikach klubowych godzina coś koło 11. Do tego jest także jarmark świąteczny. Zakupujemy po grzanym winie cena to 4e, w tym 2e kaucja za kubek, oczywiście nikt kaucji nie odebrał ;). Ale oprócz wina trzeba także zakupić coś jedzenia. Zaopatrujemy się w 60 cm bratwursty.


Wszyscy pojedzeni,także czas udać się na spotkanie z kolegą Grzesia, który ma dla nas bilety na mecz.
W między czasie zaopatrujemy się w szaliki BVB w cenie 10e sztuka. Jako że Grzesiu z kolegą się nie widział jakiś czas, jak to bywa w takich sytuacjach nie mogło zabraknąć polskiej kuchni ;). Na miejsce spotkanie przyjeżdża kuzyn Adam u którego będziemy nocować. Po meczu mamy się podzielić na 2 grupy, jedni śpią u kolegi Grzesia, reszta u Kevina, kuzyna Adama. Kevin zabiera nam zbędne rzeczy do bagażnika i umawiamy się z nim na 22 pod dworcem, pokazuje nam jak mamy jechać na mecz i rozstajemy się z Kevinem na parę godzin.
Na dworcu pełno ludzi w żółto-czarnych barwach, wiemy przynajmniej że dobrze idziemy. Tłum kieruje się w stronę metra,a my z nim. 

W metrze panuje super atmosfera, na stadion podjeżdżamy ze śpiewem na ustach. Udajemy się do pobliskiej budki z piwem gdzie zaopatrujemy się w złoty trunek 0,2 l za 2e sic!. Pstrykamy pamiątkowe foty i kierujemy się na swój sektor.



Na 30 minut przed meczem stadion pusty w połowie na 5 minut przed pierwszym gwizdkiem stadion wydaje się być pełny. Na meczu 82.700 widzów. Borussia wygrywa 2:0. A my wyśmienitych humorach opuszczamy stadion. Rozdzielamy się na 2 grupy i każda grupa udaję się w swoje miejsce noclegowe. W końcu rano mamy samolot o 8:20.




Ciocia Adama ugościła nas na bogato :) kanapeczki,Jaś Wędrowniczek, herbatka. Szybka konsumpcja i spanie. Rano pobudka o 6:00 ogarnięcie się, posprzątanie i w drogę. Na lotnisko zawodzi nas tata Kevina. Na miejscu jesteśmy coś koło 7:20, po około 20 minutach dojeżdża pozostała trójka, przechodzimy przez security check i kierujemy się w stronę gatu. Bording, szybki lot i jesteśmy z powrotem w Pyrzowicach. Pakowanie do auta, tym razem ja prowadzę, Grześ nie jest na siłach ;). W Katowicach jesteśmy przed 12, rozchodzimy się do domów i resztę niedzieli spędzamy osobno. Do następnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz