sobota, 26 lutego 2011

Dziewicza wyprawa - Madryt (1-3.11.2010)

W październiku Adam po raz kolejny mnie zaskoczył i przesłał mi linka do promocji (musiałem przegapić sic!).
Okazało się że za 48zł w jedną stroną da się dolecieć do Madrytu prosto z Krakowa, mówię OK! w końcu czas zacząć szybki telefon do Krzysia ( wielki fanatyk Realu) mówię jest taka sprawa że do Madrytu za nie cała 100 lecisz, on na to że jak leci Adam to ok. Rozłączam się i telefon do Adam, mówię ty Koras mówił że jak lecisz to on też, Jędrzej rzucił tylko ok rezerwuj (chyba myślał że odpuszczę ;p ).
Szybkie sprawdzenie konta i pierwszy problem brak tyle kasy na rezerwację :/. Idę do Korasa mówię musisz wyłożyć na bilety, kasę ci oddamy po 10. Ok koras wykłada kasę na bilety wracam do domu i teraz komunikujemy się tylko przez gg. Termin który wybieramy to 1-3 listopada 2010. Oczywiście cena już się zmieniła, ale nie odpuszczamy, rezerwujemy bilety za nie całe 120 zł w dwie strony ale cena wychodzi nie całe 200 WTF? okazało się że trzeba zapłacić po 20 zł odciek lotu :/ dobra bierzemy raz się żyje. Tłumaczymy sobie to tym że następnej podróży może nie być.
Bilety zarezerwowane u mnie i u Korasa extaza, Adaś trochę zmieszany myślał że żartujemy :)
Do wylotu zostało jeszcze coś koło dwóch tygodni, cały ten czas poświęcamy na rezerwację noclegu, poznanie miasta, ułożeniu planu zwiedzania oraz na projektowaniu koszulek wyjazdowych dla naszej trójcy.
Na 2 dni przed wylotem wszystko wiadomo, hostel mamy w centrum miasta nie daleko Puerta del Sol (hostal Principado - link ). W hostelu pracuje polka która służy pomocą lecz w naszym wypadku jakoś nie przydały nam się jej wskazówki, cena nie zachwyca 75e za pokój z prywatną łazienką.
To tyle wstępu teraz czas na konkret, spotykamy się w Katowicach w okolicach pl. Miarki o 7 rano, autobus do Krakowa mamy 7 :30 z al. Korfantego.
 Wydział Teologiczny w Katowicach
Katedra Chrystusa Króla w Katowicach ul.Powstańców.
Podróż autobusem mija szybko, na dworcu głównym w Krakowie łapiemy pociąg na Balice i tak koło 9:20 meldujemy się na lotnisku.
Atakujemy od razu gate do odprawy do Madrytu i nie pierwsze zdziwienie, pan pracujący tam mówi że mamy iść od razu mamy kierować się do security check i do strefy wolnocłowej przecież lecimy tylko z podręcznym :)
Security check przechodzimy sprawnie i udajemy się po napój anty stresowy cena to jedyne 40zł za 0,7 :/ ale cóż trzeba się od stresować gdyż to pierwszy lot Krzysia samolotem. Z zakupionym anty stresem siadamy na przeciw toalet i następuję konsumpcja.
 Adam (Jędrzej) i ostatnie smsy do swojej ukochanej.
 Krzysiek (Koras) najbardziej ze stresowana osoba.... Do czasu :)
 Pan doktor dawkujący Krzysiowi lek anty stresowy. Paweł (admin)
Cała Święta Trójca w koszulkach wyjazdowych.
Nie ubłaganie szybko zbliża się godzina odlotu, resztę napoju przelewamy do coli i ustawiamy się w kolejce.
Następuje bording i siedzimy już w samolocie. Startowanie jak i lot mija spokojnie, nawet Krzysiu wydaje się być opanowany może z racji %.
Lądowanie w Madrycie i pierwszy szok, pod terminal jechaliśmy z dobre 10 minut, wychodzenie przez rękaw i SZOK co za moloch te lotnisko. Kierujemy się za całą resztą, po drodze mijamy informacje, szybkie zapytanie o stację metra i po około 10 minutach stoimy przy automatach z biletami. Zakup biletów 2-dniowych, idzie nam całkiem sprawnie. Przechodzimy przez bramki i wsiadamy do metra. Do centrum jest kawałek i do tego trzeba się 3 razy przesiać na inne linie. O dziwo docieramy do celu do stacji sevila i szukamy hostelu. Nie oszukując się udaje nam się go znaleźć po około 40 minut błądzenia po uliczkach.
Meldujemy się w pokoju bierzemy tylko potrzebne rzeczy(aparat,kamera,kasa) i wychodzimy na miasto.




Jeszcze my się nie nachodzili, a piwa trzeba było się napić. Kufel 0,5l - 2e

 Ale trzeba było coś jeszcze zjeść, przecież nie samym piwem  człowiek żyje.
Po napełnieniu brzuchów, udajemy się na dworzec Atocha(brak dobrego zdjęcja), a następnie pod stadion Atletico Madrid, po około 2 godzinnym spacerze alkoholu w naszej krwi jest jak na lekarstwo ;) dlatego zaopatrujemy się w kolejną dawkę hiszpańskiego złotego trunku.


 Madrid at night.

 Wracając do centrum, na Puerta del Sol był występ el mariachi. Trochę oglądamy, udajemy się na zakupy i do hostelu. W końcu jutro czeka nas całodzienne zwiedzanie i nocka na lotnisku.
Następnego dnia rano, okazuję się że jedyne co mamy do picia do, piwo! No to ładnie. Ogarniamy się, zbieramy swoje rzeczy i udajemy się pod główny punkt tej wyprawy stadion Realu Madryt. Po drodze zahaczając o parę innych miejsc.

 Kasy na stadionie Realu otwierają dopiero o 10, jako że mamy trochę czasu udajemy się stację metra wyżej do dzielnicy biznesowej.

 Bank de Madrid - czy jakoś tak :) z tyłu kolejne biurowce oraz stacja przesiadkowa Plaza de Castilla

 A to już na stadionie Realu. Bilet wstępu na zwiedzanie stadionu, muzeum 18e od osoby.






Stadion corridy, można tam dojechać linią czerwoną stacja Ventas.


 Symbol Madrytu niedźwiedzica z drzewem, znajduję się na centralnym placu miasta Puerta de Sol.


 Pomnik, Papieża Jan Pawła II
 Łuk triumfalny znajdujący się za Pałacem Królewski przy dworcu Principe Pio
Po całodziennym zwiedzaniu udajemy się jeszcze na centralny plac miasta Puerta del Sol, niestety bateria w aparacie padła. Kupujemy 3 wina, wypijamy je siedząc przy fontannie, konsumując bagietki wegetariańskie. I około godziny 22 udajemy się na stacje metra i kierujemy się w stronę lotniska. Na lotnisku jesteśmy coś koło godziny 23, pierwsze co nam się rzuca w oczy to masa ludzi śpiących na podłodze. Jako że padamy ze zmęczenia szukamy jakieś lokum dla siebie, znajdujemy je przy gate od ryana. Kładziemy się tak aby było wygodnie i zasypiamy. Około 4:30 pobudka, przechodzimy przez security check i kierujemy się pod nasz gate.
Po bordingu zasypiamy jeszcze na płycie postojowej, gdyż mamy opóźnienie. Lot mija spokojnie 3/4 przespane. W Krakowie meldujemy się coś po 10 i udajemy się na pociąg i na stare miasto. Konsumujemy chińszczyznę i kierujemy się w stronę dworca autobusowego. W Katowicach jesteśmy przed 16 wykończeni ale zadowoleni :).
Wieczorem spotykamy się u Adama, zgrywamy zdjęcia i postanawiamy że to dopiero początek naszych wypraw.

1 komentarz: