czwartek, 8 marca 2012

27.01 Malaga - dzień trzeci

Budzik dzwoni o 10, pomału się wygrzebujemy z łóżka. Poranna toaleta i robimy sobie śniadanko. Opuszczamy pokój, na recepcji zostawiamy klucze i kierujemy się w stronę auta. Odpalamy GPS kierunek stadion Malagi. Trochę błądzimy nawet z GPS, ponieważ na mieście pełno robót drogowych, w końcu docieramy pod stadion.  Chodzimy po okolicy, szukając jakiegoś wejścia na stadion, przy okazji zauważamy, że wszyscy się jakoś na nas dziwnie patrzą wtf? A no tak przecież mam na sobie koszulkę katalońskiego klubu Fc Barcelony. Po drodze pytamy panią z ochrony jak możemy się dostać na stadion, odpowiada nam, że niedaleko sklepu klubowego jest wejść i tam można zakupić bilet na zwiedzanie.;) Obchodzimy stadion do dokoła w poszukiwaniu wejścia, jak się okazało wejście znajduje się niedaleko miejsca gdzie zaparkowaliśmy auto.







Kasa i zwiedzanie czynne dopiero od 15. No to mamy ponad 3 godziny czasu, postanawiamy udać się w okolicę zamku i tam trochę pozwiedzać, a potem wrócimy na stadion.  Odpalamy auto i GPS i jedziemy nie mija 15 minut i jesteśmy w okolicach zamku, szukamy jakiegoś miejsca parkingowe, ale wszystko pozajmowane, postanawiamy, że zostawiamy auto na parkingu podziemnym pod zamkiem. Szukamy wolnego miejsca i wyruszamy na zwiedzanie. Z mapką w ręku zaczynamy wchodzić na samą górę alejkami.






 W połowie drogi Marysia już jest zniechęcona, lecz po mojej namowie kontynuuje spacer. Gdzieś w ¾ drogi jest punk widokowy, z którego widać stadion corridy, pobliskie bloki oraz port w oddali. Robimy pamiątkowe zdjęcia i kierujemy się dalej ku górze.













 Im wyżej tym stromiej, ale w końcu udaje nam się dotrzeć do celu. Patrzymy a tutaj normalnie można by było dojechać autem i je zostawić;) Z samej gór roztacza się widok na port i na całe miasto. Da się zauważyć dwie wieże z katedry. Samo wejście na zamek jest płatne i kosztuje coś koło 5e. Odpuszczamy i schodzimy na dół w kierunku teatru rzymskiego. Wracamy tą samą drogą, zatrzymujemy się przy punkcie widokowym, gdzie odchodzę trochę w bok i z pobliskiej półki skalnej robię kilka zdjęć.









 Teraz już możemy spokojnie wracać. Podczas samego schodzenia robimy jeszcze kilka zdjęć. W końcu jesteśmy na dole, obok parkingu gdzie zostawialiśmy auto. Kierujemy się pierwszą alejką w prawo i po 150 metrach docieramy do teatru rzymskiego. Z góry wszystko ładnie widać, a obok kasa z i mała kolejka z ludźmi, którzy chcą to zobaczyć od środka. Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia i idziemy na miasto za pamiątkami. 













Idziemy prosto i po 200 metrach skręcamy w prawo. Chodzimy od sklepu do sklepu i robimy rozeznanie cenowe. W jednym ze sklepów natrafiamy na tanią pamiątkę (dzwoneczek) i postanawiamy go kupić. Marysia dokonuje płatności, a ja w tym czasie podnoszę jakiś papierek z podłogi. Opuszczamy sklep sprawdzam portfel czy to nam coś wypadło, wszystko w porządku. Zaglądam do papierka, to rachunek i 25e reszty;) – kasa za bilety już nam się zwróciła J Jesteśmy w okolicach katedry, staramy się dotrzeć do głównego wejścia. Z miejsca gdzie byliśmy idziemy w lewo, i po 300 metrach skręcamy w lewo i jesteśmy przed głównym wejściem. Na schodach rozwinięty czerwony dywan, a to sobie zrobimy parę zdjęć. 









Idziemy dalej szukać pamiątek, błądzimy trochę po okolicznych wąskich uliczkach, aż w końcu docieramy do jakiegoś placu, do dokoła pełno restauracji. No i zaczęło nam burczeć w brzuchach. Uzgadniamy, że wracamy do auta, po drodze kupujemy pamiątki i jedziemy gdzieś do Mc’d. Kupujemy zestaw 8 magnesów za 15e i cukierniczkę za 8e. Wracają na parking, robimy zdjęcie samowyzwalaczem przy teatrze rzymskim i już prosto kierujemy się na parking, bo zaczęło kropić. Wkładamy bilet do kasownika za 2h parkowania płacimy 5e. Na parkingu okazuje się, że zapomniałem zamknąć szybę w aucie sic! Na szczęście nic cennego w aucie nie było. Wsiadamy do auta i staramy się kierować w stronę autostrady. Oczywiście błądzimy po okolicy. Jeździmy po jakichś wzniesieniach. Po grubo ponad 30 minutach, w końcu jesteśmy na autostradzie. Rozpadało się na dobre, wycieraczki chodzą na 3 biegu. Jedziemy, jedziemy i jedziemy, a żadnego Mc’D nie widać. Ok jedziemy do Torremolinos, nie mija 15 minut i jesteśmy na miejscu. Auto parkujemy koło naszego pierwszego hotelu i w deszczu, przemieszczając się pod balkonami kierujemy się do restauracji. Na papu wydajemy 10e, sprawdzamy www i obiadamy się nie zdrowym żarciem;) Posiedzieli i pojedli, można by było powiedzieć. Wpadamy jeszcze na małe zakupy do eroskiego, który znajduje się zaraz obok i wracamy do auta. Teraz kierunek stadion i zwiedzanie. Nie mija 30 minut i jesteśmy ponownie pod stadionem, jako że Marysia nie jest chętna na zwiedzanie to zostaje w aucie, a ja sam kieruje się do budynku klubowego w celu zakupu biletu na tourne.  Cena biletu za zwiedzanie to 8e. Po zakupie udaję się windą na pierwsze piętro do loży VIP-owskiej, a po kolejnych 10 minutach na piętro drugie, gdzie mam oczekiwać na przewodnika.










 Przewodnikiem okazał się chłopak, który sprzedawał mi bilet. Tourne po stadionie trwa max 30 minut, a zobaczyć można min. Loże honorową, sale konferencyjną, szatnie drużyny przyjezdnej, ławki rezerwowych i małe skromne muzeum.  Po tourne zadowolony wracam do auta i czas wracać do hotelu. Auto zostawiamy koło sklepu od chińczyka i tutaj Marysia oznajmia mi, że jako że ona nie była na stadionie to ona chce portfel ze sklepu;) nie pozostaje mi nic innego jak zakup portfela, przy okazji kupuje jeszcze jakieś pamiątki i teraz prosto z zakupami idziemy do hotelu. W hotelu odpoczywamy sobie popijają piwko i konsumując kanapki. Wieczorem udajemy się na ostatni spacer wzdłuż plaży i po około 60 minutach wracamy do hotelu, aby szykować na powrót do domu. Resztę dnia spędzamy w łóżku oglądając tv, budziki ustawiamy na 3:40. Zanim budzik zdążył zadzwonić to ja już byłem po porannej toalecie, natomiast żona ma jeszcze wylegiwała się w łóżku, gdy i ona się przebudziła to już zaczęło się pakowanie, układanie tak wszystkiego w torbach, aby się pomieścić. Hotel opuszczamy coś koło 4: 30, na dworze ciemno i pada deszcz. Wsiadamy do auta ustawiamy GPS, kierunek lotnisko.  Droga na lotnisko zajmuje nam max 15min. Z małymi problemami odnajduwujemy nasze stanowisko na parkingu. Zostawiamy auto, a kluczyk wrzucamy do drop boxu i windą udajemy się na 2 piętro, dalej ruchomymi chodnikami dostajemy się prawie pod wejście do terminalu.







 Do odlotu mamy jeszcze ponad godzinę, Marysia robi sobie przerwę na porannego papierosa, potem, kto musi to korzysta z WC i kierujemy się w stronę secuirty chcek. Ruch na lotnisku o tej porze prawie żadne. Koło 5: 10 siedzimy już w strefie bezcłowej. Otwarty jest tylko duży sklep, w którym nie można kupić coli, bo jej tam nie ma. Gate wyświetla się dopiero o 5: 35 i kierujemy się pod wskazaną bramką. Po drodze znajduję Szwedzki paszport, jak się okazuje, jest to paszport jednego z pasażerów, który wraca z nami do Skavsty. Oddajemy paszport właścicielowi, który nawet nie był świadomy, że zgubił paszport. Boarding trwa sprawnie i już przed 6 siedzimy wygonie w fotelach. Do startu jeszcze w miarę się trzymamy, ale już w powietrzu udajemy się w objęcia morfeusza. Przebudzamy się na około godzinę przed Skandynawią. Lądujemy oczywiście przed czasem, w miarę szybko opuszczamy samolot i kierujemy się w stronę terminala, na którym spędzimy następne 7godzin. Pierwsze, co to kierunek WC, potem cigaret pauza i zasiadamy przy szklanych oknach. Ja udaję się do sklepiku i kupuję cole, aby było, co pić przez kolejne godziny, w torbach mamy kanapki przywiezione z Hiszpanii, także głodni nie będziemy. Wyciągamy laptopa i zaczynamy oglądać filmy, robiąc sobie małe przerwy na rozprostowanie nóg. Na nieco 1: 30 postanawiamy przejść na strefę wolnocłową i ponownie jak w locie do Malagi następuje tutaj ważenie i sprawdzanie wymiarów bagażu podręcznego. Moja walizka pokazuje równe 10kg, natomiast walizka mojej żony pokazuje ponad 8kg. Szybko przechodzimy przez security, trochę się kręcimy po sklepie wolno cłowym i chwilę później kierujemy się, aby spocząć i oczekiwać na nasz lot. Boardzing mamy z gateu 1lub4 już nie pamiętam, jest to gate, który graniczy z gatem do lotów poza unię.  Jak zwykle panie od biletów chodzą i sprawdzają dane z biletu czy zgadzają się z tymi z dokumentów? I na około 30 minut przed odlotem, pozwalają przejść do samolotu. Najpierw Prioryty, później cała reszta. Samolot stoi na miejscu nr 10, czyli tak na maksa z lewej strony. Oczywiście udajemy się od razu do tylnych drzwi, co mnie zdziwiło to, to, że samolot podczas boardingu jest już odladzany.  Czekamy tylko aż samolot wystartuje i udajemy się na krótką drzemkę. W Krakowie samolot ląduje przed czasem. Po wyjściu z samolotu od razu widać, że jesteśmy z powrotem w kraju. Na dworze piździ jak w kieleckim, no i oczywiście stoją autobusy, chociaż do terminala moglibyśmy się przejść. W busie czekam z 5 minut, aż wszyscy się do niego zapakują i po 30 sekundowej podróży możemy opuścić samolot. Na lotnisku szybki telefon do Asi z prośbą o sprawdzenie, o której jedzie unibus do Kato, po drodze sprawdzamy rozkład jazdy pociągu. W oczekiwaniu na sms z informacją, udajemy się na przystanek PKM, aby zobaczyć, o której jedzie bus na dworzec. No niestety uciekł nam. A jako że do pociągu mamy jeszcze trochę czasu, postanawiam wrócić na lotnisko się trochę zagrzać, przy okazji kupujemy biletu na pociąg w automacie. Jako że godzina odjazdu zbliża się wielkimi krokami, postanawiamy udać się w stronę stacji kolejowej. Pociąg już stoi, rozsiadamy się na samym przodzie i po chwili ruszamy w drogę. Na dworcu PKP w Krakowie jesteśmy na 40 minut przed odjazdem unibusa, postanawiam udać się Mc’d, aby się posilić, krótka przerwa w macu trawa prawie 25minut i teraz kierunek dworzec autobusowy. Bus już stoi, kilkoro ludzi czeka aby wejść, a szofera nie ma. Na 5 minut przed odjazdem szofer się pojawi i możemy zakupić bilety i rozsiąść się w fotelach. Mnie udaje się przymknąć oko i budzę się dopiero w okolicach osiedla Giszowiec. Z busa wysiadamy koło Katowickiego AWF jest już po 22. Szybko zmierzamy w stronę domu, czas się kłaść spać, gdyż jutro rano pobudka o 3: 30, a o 6 wylot do Rzymu.

2 komentarze:

  1. A gdzie opis Rzymu?? i standardowe podsumowanie kosztów?? ;)nie zapominaj o nim, bo jest to duży plus Waszego bloga :)

    OdpowiedzUsuń