środa, 7 marca 2012

24.01.2012 Malaga - dzień pierwszy


Krótki sen i dzwoni budzik, 3:10. Poranna toaleta, muszę odczekać na swoją kolej, panie przodem. Jeszcze tylko ciepła herbatka z rana i około 3: 30 wychodzimy z domu. Na dole przypomniało mi się, że zapomniałem baterii do lapka i musiałem się wracać. Biegiem wracam do żonki, która już pokonała kawałek drogi.  O 3: 50 dochodzimy na pl. Andrzeja i widzimy jak autobus na lotnisko odjeżdża. WTF? Tutaj następuje małe spięcie i leci foszek;) Szybka wymiana zdań i idzie pod dworzec na taksę: / Dochodzimy pod dworzec, a na przystanku grupa ludzi z walizkami. Po chwili podjeżdża autobus ( okazuje się, że stał w innym miejscu i tylko nakręcał, aby podjechać na przystanek) Marysi mi oznajmia, że drogę na lotnisko przemilczymy. Panu kierowcy pokazuję numer rezerwacji oraz kartę flysilesia, on sprawdza na komórce w systemie czy jest taka rezerwacja, wszystko jest ok, siadamy i w drogę. Droga na lotnisko mija szybko i po 50 minutach jesteśmy przed terminalem B. Opuszczamy autobus, jeszcze tylko małe zakupy w kiosku i kierujemy się w stronę security-check. Niestety dość nie mrawo szła ta kontrola i stoimy w kolejce dobre 10 minut (kolejka max 5 osób). Maryś pierwsza, ja za nią. W między czasie pan ze straży granicznej pytał się coś o płyty w mojej walizce. Na co Marysia mu mówi, że to nie jej, tylko moja. Pan lekko zdziwiony i pyta z prostownicą? Ach te uroki latania z kobietami J W strefie wolnocłowej sporo ludzi, a my mamy jeszcze około godziny, bo boardingu. Ten czas wykorzystujemy na przeglądnięciu prasy on-line. Wi-fi na lotnisku śmiga aż miło. Około 5: 40 zaczyna się boardzing. Jesteśmy lekko zdziwieni, bo do samolotu idziemy na nogach. Zajmujemy ostatni rząd miejsca 30 D, E, F.  Około 6: 05 wszyscy już siedzą, a my dalej stoimy. Z głośników leci, że musimy poczekać na swoją kolejkę do odladzania. I w oczekiwaniu na odladzanie, mija nam następne 40 minut. Z 40 minutowym opóźnieniem wzbijamy się w powietrze i idziemy spać. W Skavscie lądujemy tylko z około 15 minutowym poślizgiem. Tradycyjnie przemieszczamy się piechtobusem w stronę terminala. Z lewej strony widać lekko przysypaną francę.


Do następnego lotu mamy coś ponad 3h. Ten czas mija nam na, cigaret pauza for Marysia i na Szwedzkim śniadanku za 90zł (2 kanapki na ciepło + 2 herbaty)



Na coś ponad godzinę przed boardingiem przechodzimy przez security i tutaj następuje lekkie zdziwko. Pani sprawdzającą karty pokładowe każe ważyć wszystkie walizki. Moja pokazuje piękną liczbę 10 Kg, a Marysi coś koło 7kg. Sprawny security-check, sprawdzenie oferty z kosmetykami w sklepie wolnocłowym. I rozsiadamy się na krzesłach. Mija z 15 minut, na monitorze pojawia się gate 4 i ludzie zaczynają się ustawiać w kolejce. Marysi za bardzo się ten pomysł nie podoba, ale ja postanawiam dołączyć do wariatów. Przed nami z 10 osób, czyli szansa na dobre miejsce do spania jest. Mija chwila i dołącza domenie moja żona i zdziwiona pyta. Czemu tutaj stoimy? Odpowiadam jej, że mamy boarding z gateu 4. Sprawdzam jeszcze raz monitor, a tam puste pole. Po chwili pojawia się gate nr. 1. Wychodzimy z kolejki i kierujemy się w stronę gatu nr.1 Reszta pasażerów dopiero później załapał, o co c’man, a my już staliśmy w pierwszym rzędzie przy biurku.
Znowu stały schemat, Prioryty boarding, reszta osób, spacer do samolotu, ostatnie miejsca 33D, E, F. Jeszcze nie wszyscy siedzą, a tutaj już odladzają samolot. 



  Po następnych 10 minutach jesteśmy już w powietrzu. Przed nami prawie 4h lotu ryanem. Odpalamy lapka włączamy film, może czas szybciej zleci. Film się kończy i resztę podróży przesypiamy, budzimy się jak samolot już się zniża. Widoki za oknem kosmiczne. Góry, chmury zielone pola i słoneczko:) Bezproblemowe lądowanie i kołujemy pod gate, na początku myślałem, że będziemy wychodzić przez rękawy. Ale niestety samolot opuszczamy po podstawionych schodach i po krótkim spacerku jesteśmy w strefie odlotów. Ściągamy ciepłe ubrania i kierujemy się do biur Rent a Car. Nasze biuro znajduje się na poziomie -2. Odbieramy kluczyki do auta, udajemy się na poziom 0 i szukamy naszej bryki. Po raz 2 otrzymujemy od RecorGo, Opla Corse. Pakujemy się do auta, uruchamia GPS i kierunek Torremolinos.  Zanim GPS złapał sygnał byliśmy już w połowie drogi (jechaliśmy na czuja i z tego, co pamiętałem z googlemaps). Po 15 minutach jesteśmy pod hotelem, przy którym brak miejsca parkingowego. Szukamy placu, okrążamy hotel jeszcze raz i udaje nam się zaparkować za rogiem. W oczy od razu rzucają się pomarańcze na drzewach, plus cieplejsze powietrze. Na recepcji pokazujemy voucher + dowód, pan sprawdza w systemie. Wszystko ok, otrzymujemy kartę do pokoju.  Z ciekowości pytam czy mają rezerwację na Marysię na kolejne 2 dni. stety, niestety, brak rezerwacji. Pokój mamy na 10 piętrze.  Zostawiamy łachy, cigaret pauza na balkonie. 
Później szybka toaleta i kierunek morze. Po drodze kosztujemy pomarańcze z drzewa. 


Smakują jak grejpfruty. Po 10 minutowym spacerkiem spacerujemy już po piasku w promieniach styczniowego słoneczka. Marysia na bosaka, ja w butach. Jakoś nie chciało mi się ściągać. Przy brzegu leży pełno muszli, zbieramy te największe i kontynuujemy spacer.



 Mijają kolejne metry i w końcu postanawiamy przejść na chodnik. Marysia płucze nogi w specjalnych natryskach. 



  I tak sobie chodzimy bez celu. Po drodze mijamy dwie w letnich strojach i z ręcznikami na pobliskim termometrze widnieje +15, a słoneczko ładnie praży. Trolujemy trochę w słońcu. Czas poszukać jakiegoś sklepu, wracamy chodnikiem, mijamy ulicę, którą doszliśmy do plaży, a my idziemy dalej. Po drodze odwiedzamy przy plażowe sklepy i robimy pierwszy rekonesans cen pamiątek. Ceny nie powalają na kolana i są podobne ( magnes od 1,5e, figurka od 3e). Idziemy i idziemy, aż w końcu docieramy do miejsca gdzie ruch samochodowy jest zabroniony i zaczynają się same knajpki z deptakiem z kostki brukowej. My natomiast korzystamy z pobliskich schodów i wchodzimy do góry. Tym o to sposobem docieramy do jednej z głównych ulic Torremolinos. W między czasie robimy zakupy w SuperSol-u (ceny podobne do eroskiego) Dalej kierujemy się tak jak by ku górze i docieramy do głównej ulicy, którą przyjechaliśmy z lotniska. Skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę hotelu, po drodze mijamy Mc’D. Także wiemy gdzie przyjdziemy wieczorem, aby sprawdzić, co w kraju słychać;) Do hotelu docieramy po 5 minutach.  Kierunek balkon i czas na relaks, piwko chipsy i widoki z 10 piętra całkiem przyzwoite. 


Co chwile lądują i startują jakieś samolot, mimo że jesteśmy około 12km od lotniska to i tak widoki przednie. Czas tak szybko minął nam na balkonie, że już czas, aby udać się do restauracji na kolację. Szybki transfer windą na parter i meldujemy się na Sali wydawani posiłków. Do wyboru szwedzki stół z potrawami przygotowanymi pod miejscowych, znalazły się też frytki i kurczak. Do tego do picia wino (czerwone, białe) lub woda szkoda, że tylko do konsumpcji na miejscu i nie można wynosić do pokoju :/
 Po pierwszym pełnowartościowym posiłku w tym dniu, udajemy się do pokoju na małe leżakowanie. Wieczorem wychodzimy na zakupy i mały rekonesans po okolicy.



 Głównym ubiorem na wieczorny spacer jest kurtka. Zaliczamy jeszcze ławkę przed mc’d w celu skorzystania z wifi. Na dworze już ciemno, na zegarku lekko po 21, czas w końcu się położyć, przecież od 3 jesteśmy na nogach. W pokoju spożywamy jeszcze po jednym piwku według uznania( ja: san miguel, Marysia: shanddy). Jeszcze tylko kąpiel i legen. Budzik nastawiamy na 9 rano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz