środa, 7 marca 2012

25.01.2012 Gibraltar - dzień drugi

Wyspany obudziłem się o 8: 30 Maryś jeszcze drzemie i nie reaguje na moje zaczepki;) postanawiam wyskoczyć na balkon i zobaczyć, co się dzieje. Na dworze chłodno, około 12stopni i jeszcze szarawo, latarnie świecą a na niebie kolory prosto z photoshopa, cykam kilka fotek i wracam s powrotem do łózka.




Jest 8: 45 najlepiej już bym się zebrał i poszedł na śniadanie i wyjechać w stronę Gibraltaru. Punkt 9 dzwoni budzik i Marysia wstaje, poranna toaleta (mycie, suszenie, prostowanie włosów;)) i na śniadanko. Tym razem zjazd z 10 piętra zajmuje nam lekko 5 minut, winda zatrzymuje się na każdym piętrze: / Wszyscy lgną na śniadanie. Na stołówce komplet, nie ma gdzie usiąść. Bierzemy tacki nakładamy jedzenie, a miejsc jak nie było tak nie ma. Po następnych 5 minutach udaje nam się dostać do stolika, jeszcze tylko kawa i sok z automatu i szama.  Śniadanie, śniadaniem, ale trzeba ruszać w drogę, mój plan już został zachwiany o godzinę.  Z pokoju bierzemy rzeczy, które mogą nam się przydać. Przed wyjściem z hotelu, zabieramy jeszcze ulotkę informacyjną o Gibraltarze i pakujemy się do auta. Odpalamy radio, gps i w drogę. Zanim GPS zaskoczył jechaliśmy już z dobre 10 minut, na czuja i po znakach ( drogi mają super oznakowane). Na Gibraltar postanawiam pojechać darmową autostradą A7. Ta droga jest tylko o 15km dłuższa niż przy płatnej autostradzie AP7. Droga A7 czasami jest normalną autostradą z 4 pasami lub 3ma, a czasami staje się drogą ekspresową z 2 pasami. Na dwupasmówce jechaliśmy średnio 90-100km/h, tak jak większość kierowców, nie zauważyliśmy żadnych radiowozów a tym bardziej żadnych fotoradarów, chociaż widzieliśmy 3 znaki informujące o kontroli prędkości.




Dwupasmówka jest podobna do naszej S-1 tylko tam asfalt lepszy i zamiast krzyżówek są ronda.  Po około godzinie jazdy docieramy do punktu widokowego, z którego już widać Maroko i zamglony/zachmurzony Gibraltar. Robimy mały postój na rozprostowanie nóg i na zdjęcia pamiątkowe.


 Gibraltar w chmurach

 moja Maryś i nasze autko

tak są oznaczone punkty widokowe, identyczne są na Majorce


Słoneczko ładnie już grzeje, zapowiada się super dzień.  Po około 5 km widząc znaki kierujące na Gibraltar, olewanym GPS i jedziemy po znakach, w pewnym momencie trochę błądzimy, ale po chwili trafiamy na właściwą drogę i kierujemy się prosto do Wielkiej Brytanii. Pierwszy zjazd informujący o wjeździe na teren Gibraltaru skręcamy, ale na 100% już nie aktualny. Przed nami pojechały tam 3 auta i parę aut za nami, nawracamy, pstrykamy foto i jedziemy dalej.






Nie mija kilometr i już stoimy w sznurku do przejścia granicznego. Dla świętego spokoju wzięliśmy ze sobą paszporty, co by nie było jakichś problemów w duchu modlę się, aby nie było ruchu lewostronnego  ;) po chwili się okazuje, że ruch jest prawostronny uf. Tylko po hiszpańskiej stronie pan celnik rzucił okiem na paszporty i już byliśmy na terytorium Wielkiej Brytanii. Zaraz za przejściem granicznym korek. Stoimy dobre 3 minuty i nic się nie dzieje, gaszę silnik i wychylam się przez okno. Aha szlabany w dole to będzie coś startować, szkoda, że jesteśmy tak daleko od szlabanów. Po następnych 5 minutach widzimy samolot linii monarch. Po kolejnych 5 słychać pełną moc silników i fru poszedł. My odpalamy auto i teraz na wyłącznym GPS kierujemy się w stronę Europa point.  Śmigamy wąskimi uliczkami i tunelami wydrążanymi w skale i po 10 minutach jazdy jesteśmy na parkingu.






 Słońce już ładnie grzeje. Zostawiamy auto i zwiedzamy okolicę robiąc duuuużo zdjęć.








 20 Minut szwendania wystarczy i kierujemy się w stronę auta, lecz moją 2 połówka chce zahaczyć jeszcze o plac zabaw i pobujać się na huśtawce, co czyni. Ja w tym czasie wchodzę na coś? Robię parę zdjęć i tak sobie odpoczywam w słoneczku.








Przed autem zaczepia nas miejscowy taksiarz i proponuje wjazd na górę ze zwiedzaniem wszystkich atrakcji. Cena 25e / os za 1: 30h wycieczkę.  Miałem w planach wjechać kolejką na górę i pochodzić trochę, porobić zdjęcia i dalej w drogę. Po krótkiej rozmowie z Marysią, przystajemy na ofertę taksówkarza. Ale hola hola, żeby wyruszyć w drogę potrze jeszcze dwóch osób. Oznajmia nam, że za dwie osoby taka wycieczka to 75e, namawia nas na poczekanie chwilę, a sam nagania sobie klientów. Ok dajemy mu 15 minut i jak nie znajdzie jedziemy. On sobie nagania klientów my pobieramy mapę z punktu informacyjnego, korzystamy z WC. Mija 15 minut i dupa, koleś nie znalazł chętnych, żegnamy się i ruszamy w swoją stronę. Kierunek Pomnik gen. Sikorskiego. 5 Minut jazdy i jedziemy i przejechaliśmy pomnik. No to po hamplach, wsteczny, parkowanie na poboczu, bo parking zajęty, awaryjne i pod pomnik po foto. 






Wszystko ok, ale szkoda, że tablica pamiątkowa jest tylko po angielsku, a nie w dwóch językach: naszym i angielskim. Spoglądamy na papierową mapę i mamy zamiar kierować się na parking przy cable car. Po drodze mijamy przejście graniczne i pas startowy i jedziemy i jedziemy i znowu jesteśmy przy pasie startowym, yyyyyyyyy trochę błądzimy. W końcu po 20 minutach docieramy/mijamy parking cablecar. Na następnym parkingu, parkujemy auto, ale jesteśmy za daleko od stacji kolejki. Postanawiamy się przespacerować. Zauważamy znak, że jakaś atrakcja turystyczna jest nie daleko, patrzymy na mapę i jest 100ton działo. Kierujemy się w tamtą stronę, po drodze mijamy angielski komisariat.






 Docieramy pod bramę muzeum? Płatne 2Ł, odpuszczamy i wracamy do auta. Na parkingu spoglądamy w górę i patrzymy jak wiszą liny od kolejki. Zawracamy i jedziemy, cały czas patrząc na liny, po 5 minutach jesteśmy na parkingu, który nie dawno mijaliśmy, szukamy miejsca i zostawiamy auto. Parking jest darmowy. Przed wejściem do stacji, znowu widzimy naganiaczy i znowu tylko my jesteśmy chętni, dajemy jednemu z nich 5 minut. Maryś za ten czas sobie zrobi przerwę na papierosa, a ja miałem okazję pooglądać trening straży pożarnej. (Naprzeciwko stacji, znajduje się baza straży pożarnej)




 Maryś cygaretka dopaliła, a taksiarza jak nie było tak nie ma. Prosić się nie będziemy idziemy do kasy.  Jest kilka opcji cenowych, z różnymi możliwościami zwiedzania. My wybieramy najtańszą 9Ł za osobę to i tak taniej niż 25e za osobę.  (Można płacić w euro, lecz gdy płaci się kartą ceny są w funtach) Z zakupionymi biletami udajemy się na peron;) Czekamy max 5 minut i wagonik podjeżdża, wsiadam z nami jeszcze 5 osób i do góry. Widoki rozciągające się z wagonika są super. 6 Minut jazdy i jesteśmy na górnej stacji. Wchodzimy od razu na jeden z tarasów widokowych robimy kilka zdjęć i czas iść zobaczyć małpki. Kierujemy się po znakach i widzimy, że wchodzimy do nature parku? Którego nie mieliśmy w opcji? Nikt nie stoi przy wejściu, ludzie wchodzą i wychodzą. Więc my też idziemy, nie przechodzimy 10 metrów i już widzimy pierwsze małpki. Nie przejmują się w ogóle ludźmi, ot porostu żyją swoim życiem. Robimy sobie całkiem ciekawy spacerek, po drodze mijamy busy z ludźmi ( te za 25e/os) i małpy w przeróżnych pozycjach, jedne śpią inne udają się uciechom jakże ludzkim;) Ale szybki zawodnik z niego, bo nie mija 10 sekund i schodzi z parterki, niestety nie było mi dane nagrać wideo;) 







Wchodzimy na pobliskie skały i eksplorujemy pobliskie bunkry, pamiątkowe foto i wracamy, kierunek druga strona.  Mijamy górną stację i drogą kierujemy się dalej, myślałem, że dojdziemy na drugi szczyt i będziemy podziwiać lotnisko z góry. Dojść na pewno można, ale zajęłoby to masę czasu, trzeba iść drogą, bo innej drogi nie widziałem. Odpuszczamy i wracamy na stację, po drodze odwiedzamy pobliski tunel wydrążony w skale i przedostaje się/my się na drugą stronę. 




Wychodzę przez okno na pobliską półkę skalną, nuda. Wracamy tą samą drogą. Szwendam się jeszcze po okolicznych fortyfikacjach w okolicach stacji, a Maryś odpoczywa. Robimy ostatnie zdjęcia z tarasu widokowego. 







Dobra czas wracać na dół. Czekamy 3 minuty i kolejka rusza, na dole szybko kierujemy się w stronę auta i czas opuścić Gibraltar. Na granicy korek na cztery pasy, godziny szczytu czy co? Chyba, że Hiszpanie wracają do domu z pracy, po 10 minutach mijamy granicę. Parkujemy auto na parkingu i wracamy z powrotem na Gibraltar przespacerować się po pasie startowym. 








Pas, pasem, spacer, spacerem, a w brzuchu burczy. Wracamy do auta i kierujemy się do pobliskiego Mc’d. Zamawiamy chesy po euraczu i korzystamy z neta. Na zegarku lekko przed 17, a w planach była jeszcze Tarifa i Kadyks. Ok jedziemy, co będzie to będzie. Do taryfy docieramy po 30km i nie całej godzinie jazdy, już wiem, że dzisiaj Kadyksu nie zobaczymy. Kierujemy się od razu w stronę morza/oceanu. Zostawiamy auto na parkingu i idziemy spacerować. Przed nami droga, która prowadzi na jakiś cypel z lewej strony morze śródziemne, z prawej ocean atlantycki, a przed nami 30KM do Maroka;)




 Chciałem tutaj tylko przyjechać tylko dla tego żeby zobaczyć to miejsce, w którym łączą się wody. Spędzamy trochę czasu na plaży oceanu;) W tle zachodzi słoneczko, a Maryś uparła się na zdjęcie w podskoku. To się biedaczka naskakała zanim się udało foto cyknąć;)








 Około 19 pakujemy się do auta i udajemy się w drogę powrotną. Ustalamy w aucie, że jutro w planach Rona, a później Kadyks, (czyli znowu ta sama droga, co dzisiaj i dalej) Podczas drogi powrotnej zauważamy duży świecący baner PRIMARK na centrum handlowym (od strony Malagi jest to tuż przed Algeciras) No to już wiem gdzie jutro będziemy spacerować, w między czasie padł GPS i tak wracaliśmy już tylko po znakach, drogi prawie puste, to jechało się wyśmienicie. Pod hotelem jesteśmy o 20: 55 (kolacje wydają tylko do 21) zostawiamy wszystko w aucie i szybkim krokiem kierujemy się w stronę restauracji. Restauracja prawie pusta, zasiadamy przy stoliku, do kolacji bierzemy winko;) i tak sobie konsumujemy nasze dania. Po kolacji udajemy się do pana z recepcji po pilot do TV, kaucja za pilot 5e. Później auto, zabieramy klamoty i kierunek pokój. Czas na podładowanie telefonu i idziemy na balkon na piwko, w oczekiwaniu na mecz pucharu ligi FC Barcelona – Real Madryt, gdy zbliża się godzina meczu, odpalam tv, ale meczu ani widu ani słychu. Postanawiam się udać na sale kinową, a Maryś zostaje w pokoju. Na Sali masa ludzi, cały mecz oglądam na stojąco, po meczu od razu kierunek pokój, shower i spanie. Budzik dzwoni punkt 9. 

5 komentarzy:

  1. Fajny blog, czekam na kolejne wpisy. Zainspirowałeś mnie i teraz siedzę od miesiąca na forach low-costowego latania i szukam ciekawych ofert. kupiłem bilety do Sztokholmu na koniec sierpnia ale strasznie tam drogie noclegi i nie wiem czy nie zrezygnuje z wyjazdu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja byłem w Sztokholmie 2 dni/1 noc.
    Spaliśmy w hostelu za +-80zł chyba za osobę, szło przeżyć.
    Jedzenie mieliśmy z Polski, a wszędzie staraliśmy się chodzić na nogach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie latasz? Nic nie opisujesz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Latam, tylko teraz mój czas poświęcam na prowadzenie strony o tanim lataniu z Katowic.
    www.silesiair.com.pl
    Muszę w końcu się zmobilizować bo mam co opisywać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. czekamy czekamy :-)

    OdpowiedzUsuń