niedziela, 18 grudnia 2011

12-13.11.2011 Sztokholm - dzień pierwszy.

Jako że za niedługo moja siostra będzie obchodzić urodziny, postanowiłem zafundować jej podróż do stolicy Szwecji - Sztokholmu. Wspólnie z żoną i naszą koleżanką Asią dogadujemy się co do terminu i wydatków.
Wszystkie bilety i nocleg został zarezerwowany w ciągu jednego popołudnia i zaczęło się odliczanie do wyjazdu. 12 listopada pobudka 4:30 rano, szybka wizyta w łazience i do auta. Dzisiaj na lotnisko zawozi nasz szwagier, koło 5 meldujemy się pod mieszkaniem mojej siostry. Wszyscy są, kobiety trochę  nie wyspane. Na lotnisku jesteśmy coś koło 5:40. Szybko przechodzimy przez securitycheck i kierujemy się w stronę gatu. Przed odlotem, następuje jeszcze odladzanie i z 10 minutowym opóźnieniem startujemy. Widoczność tego dnia była super, cały czas oczekiwałem na przelot nad Warszawą, gdy kapitan poinformował nas że lecimy w ogóle, w przeciwnym kierunku (Poznań, Szczecin) i potem jakoś odbijamy na Skavste :/. Jednym z ładniejszych widoków to polskie wybrzeże. Później już tylko chmury i chmury.
 Lądowanie w Skavcie przed czasem 5minut . Opuszczamy samolot i kierujemy się w stronę przystanku autobusowego, rzut okiem na rozkład jazdy i już wiemy że mamy 20 minut czasu. Współtowarzyszki robią sobie przerwę na papieroska, a ja staram się ogarnąć bilety. W autobusie bilety można kupić ale tylko za pomocą karty płatniczej. Za gotówkę bilety zakupujemy w kasie (jak opuszczamy terminal po przylocie - to kasa jest po lewej stronie przy drzwiach). Przy okienku spotykamy innych Polaków którzy tak jak my kupują bilety do Niszoping (tak to się podobno wymawia) i udajemy się do autobusu. Autobus rusza o czasie, podczas podróży przeprowadzamy krótką konwersację z państwem poznanym przy kasie ( gorąco pozdrawiam ). Okazuje się że  państwo też korzystają ze strony www.fly4free.pl :). Rozdzielamy się na dworcu w Niszoping, my kierunek Sztokholm, a państwo na krótki wypad na miasto. Na peronie okazuje się że nie tylko polskie PKP, nie kursuje przed czasem. Pociąg przyjeżdża spóźniony o 5 minut, ale jakość wagonów 2 klasy bez porównania. Po krótkim czasie poszukiwania miejsca, w końcu zasiadamy. Przed nami ponad godzinna podróż do Sztokholmu. Najlepszą częścią podróży pociągiem jest przejazd przez długie tunele, uszy się zatykają wszystkim. Na dworcu głównym w Sztokholmie jesteśmy po 10. Przed dworcem oczywiście przerwa na papieroska, ja udaję się na dworzec autobusowy do informacji turystycznej po mapę miasta.



Jak wróciłem z mapami i możemy udać się w drogę, kierunek stare miasto.
Aby dość z dworca na stare miasto, po wyjściu z dworca kierujemy się w prawą stronę, po drodze mijamy kila centrów handlowych. W końcu docieramy do większego skrzyżowania, przy jakimś placu. W lewo idzie się dalej w nowszą cześć centrum z mnóstwem sklepów, natomiast w prawo idzie się deptakiem aż do starego miasta. Na deptaku znajduje się pełno sklepów z pamiątkami i różne restauracje.





 Po około 20 minutach znajdujemy się u bram wejścia na stare miasto. 



Obowiązkowa sesja zdjęciowa i kierujemy się pod pałac królewski, a dokładniej na jego tyły ( ale o tym później ). Dziewczyny robią pamiątkowe zdjęcia z wartownikiem, (można robić z nim zdjęcia, tylko trzeba stanąć na wyznaczoną odległość od niego). Robimy sobie małą przerwę, znowu na papierosa. Jedź gdzieś z palaczami, nie dość że jako jedyny facet, to jeszcze jako jedyna nie paląca osoba w towarzystwie.


Moja siostra z lewej, a z prawej moja żona ;)


 Kierując się w głąb starego miasta, przemieszczamy się wąskimi uliczkami. Tutaj także znajdują się sklepy z pamiątkami, ale większość stanowią restauracje. Zatrzymujemy się tylko przy jednej z najwęższych uliczek starego miasta. 


Taki mały polski akcent ;)


Następnym przystankiem był sklep coop nara, czy jakoś tak. Po szybkich zakupach, kierujemy się dalej przed siebie.


Małe przepakowanie.


 Dochodzimy do morza / zatoki. Po naszej prawej stronie znajduje się wieża widokowa na którą mamy zamiar się dostać



Wieża widokowa.


Jednak wcześniej odwiedzamy pobliskiego Mc Donalda aby napić się czegoś ciepłego. W macu przeglądamy www oraz mapę i okazuje się że, nie daleko tego miejsca znajduje się nasz hostel, dobrze wiedzieć przynajmniej mamy punkt odniesienia skąd potem ruszymy do hostelu. Opuszczamy maca i  staramy się dostać na wieże, winda nie czynna. Nie poddajemy się. Odchodzimy w bok i po drugiej stronie ulicy zauważamy schody, męcząca wspinaczka na górę daje dobre efekty. 
Kierujemy się na lewo i jest wejście przez pomost na wieżę. 


Wstęp darmowy, a widoki na okolicę superowe. Obowiązkowa sesja zdjęciowa i przerwa na papierosa."Boże za jakie grzechy". Przy papierosie jak główny przewodnik namaściła się moja siostra "hahahaha". No ok w końcu to jej prezent na urodziny, prowadź wodzu. Kierunek port i wieża telewizyjna. Schodzimy z wieży i kierujemy się na stację metra czyli na tunnelbane.


Napoleon?



Cigaret pauza.

 Przeglądamy ceny biletów jedno razowych i cało dniowych i kosmos. Zagadujemy pana w okienku, o jakiś bilet grupowy. Jest, bilet na 8 przejazdów za 200 SEK, z możliwością przesiadki w ciągu 1 godziny, nie jest źle.W sumie mamy tylko jechać do portu i z powrotem do hostelu, a resztę pobytu poruszać się z buta. Wsiadamy w końcu do metra i udajemy się pod portu. Jazdy tyle co by wcale, ale odległość zacna. Teraz czeka nas mały spacerek, chłodne powietrze od wody daje we znaki. Podczas spaceru do portu mijamy trochę turystów z Rosji ?. W porcie są zacumowane ze 3 promy i to wszystko. Kilka fotek i kierujemy się pod wieżę.
Jakiś pomnik przyportowy.


Dwa promy i terminal.



 Przed wieżą rozciągają się zielone łąki na których idzie zauważyć, boiska do piłki nożnej, do rugby, dużo ludzi w tym rejonie biega. Spotykamy także jakąś szkółkę jeździecką. Po około 30 minutach od wyjścia z metra, w końcu docieramy pod wieżę. Jest ona ogromna. Cena wjazdu na górę 49 SEK, Marysia nie chce jechać, lecz moja siostra jest osobą przekonywującą, mówiąc. Marysia chodź wjedziemy na górę, przecież nic innego tutaj nie zwiedzimy. No ok, w czwórkę pakujemy się do windy i sru na górą.


Mapa parku.



Spacerek przez park, do wieży (w oddali).

Sweet focia w windzie ;).  Opuszczamy windę, wchodzimy i na taras. To co zobaczyliśmy z wieży przerosło wszystkich, jedna wielka mgła "hahahahaha".Jedyne co można było zobaczyć to port, w którym byliśmy przed chwilą. Także jedyna płatna atrakcja w naszym planie i taka klapa, ale nic dobry humor panował już do końca pobytu. W między czasie Iwona musiała przepraszać Marysię że ją namówiła na wjazd. Opuszczamy wieżę i kierujemy się do najbliższej stacji metra. 

Spoglądamy na zegarki godzina coś koło 12:30. Kierując się do metra, tak sobie rozmawiamy że teoretycznie rzecz biorąc, moglibyśmy się zbierać z powrotem do Polski, te parę godzin wystarczy aby zobaczyć stare miasto i pobliską okolicę. Na stacji, czeka na nas miła niespodzianka. Pan w okienku, przepuścił naszą grupę nie kasując naszego biletu. Mamy 1 przejazd gratis ;). Metrem dojeżdżamy  w okolicę hostelu, trochę błądzimy ale w końcu udaje nam się go odnaleźć. Rozkładamy się w pokoju, korzystamy z toalety, pijemy piwo, odpoczywamy i oczywiście nabijamy się z mojej siostry ;) Dwie godziny odpoczynku i ruszamy na miasto. Przed wyjściem oczywiście przerwa na szluga, ale ma to swoje plusy. Spotykamy tutaj pana z co wymienia pościel w hostelu i oczywiście jest to nasz rodak. Krótka pogawędka na temat tego co warto jeszcze zobaczyć, byleby nie płacić :). Dziękujemy za informację, żegnamy się i każdy rusza w swoją stronę. Korzystamy z rady miejscowego i idąc ulicą, skręcamy w lewo i kierujemy się ku górze. Docieramy do punktu widokowego, jest wieczór. Miasto ładnie rozświetlone, robimy zdjęcia i idziemy wzdłuż poręczy, po 15 minutowym spacerku docieramy pod wieżę widokową koło maca. Idziemy jeszcze raz na stare miasto, poszwędać się trochę i porobić zdjęcia.




  Po około 2-2:30h wracamy do hostelu, postanawiamy że wrócimy sobie metrem, w końcu jeden przejazd mamy zaległy ;). Wchodzimy na jakąś stację bodajże linia niebieska. Tutaj małe zaskoczenie, stacja jest normalnie wydrążona w skale i tylko pomalowana. Ugadujemy się że jedziemy tą linią i jak zobaczymy jakąś fajną stację to wychodzimy i robimy zdjęcia, dziewczyny wymiękły już po 4 stacjach i zaczęły marudzić że chcą wracać. Przesiadamy się na właściwą linię metra i tak docieramy naszej stacji.



Kolejna stacja.



 I jeszcze jedna.


 Nie daleko stacji, zauważam światła stadionowe, które świecą pełną mocą, postanawiam zbadać sprawę. Tutaj się rozdzielam z dziewczynami, one kierują się do hostelu, a ja na stadion. Bramy stadionu otwarte, to wchodzę. Ku moim oczom pojawia się widok, dwie drużyny po 11 zawodników grają w hokeja na pokrytym lodem boisku piłkarskim, tylko na małe bramki. Robię pamiątkowe foto i wracam do hostelu.



 Spotykam dziewczyny jak zwykle na papierosku, ok w końcu to gaszą i udajemy się do pokoju. W pokoju ustalamy plan na jutro, oczywiście Iwona już wymyśliła coś na jutro ;), pijemy piwko, jemy kolację i do łóżek. 

5 komentarzy:

  1. Widzę, że miałeś zaplanowany lot do Eindhoven? Już po podróży? Jak było? Będzie relacja?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak już po podróży. Relacja będzie za niedługo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widok z Katarinahissen jest cudowny :) Dzięki za wskazówki jak trafić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzie spaliście? Cena 80 pln za osobę wydaje się bardzo atrakcyjna. Szukam dobrego/taniego noclegu w Sztokholmie od dłuższego czasu..

    OdpowiedzUsuń
  5. ACCO HOSTEL
    http://www.hostelbookers.com/property/prp/51797/arr/2012-09-20/ngt/2/ppl/2/

    OdpowiedzUsuń