sobota, 19 listopada 2011

20-26.10.2011 Majorka - wschodnie wybrzeże i s'Arenal

Wczorajszy wieczór spędzamy na balkonie degustują złote trunki z zakątków europy. Rano jak zwykle to samo, pobudka, śniadanie, pakowanie i w trasę.

- Portocristo
- Cala Romantica
- Portocolmo
- Torrent des Marmalos


Dzisiaj czas na wschód, pogoda jaką zobaczyliśmy rano nie napawała nas optymizmem, ale zaplanowane było zwiedzanie to jedziemy. Ronda na Majorce bardzo przypadły mi do gustu, na każdy można znaleźć jakąś rzeźbę lub jakieś figury.


Po drodze znowu zboczyliśmy z trasy i tym razem wylądowaliśmy w Manacorze. Miejscowość bardzo spokojna, ludzi na ulicy prawie w cale. 




Główny kościół w Manacorze, górujący nad miastem, dobrze widoczny z drogi.




Za bardzo nie było co robić w tym miasteczku, także jedziemy dalej do Portocristo. Na trasie pełno znaków i informacji o pobliskich jaskiniach.
Portocristo mała mieścina z mnóstwem sklepów. Miejscowość typowo nastawiona na turystykę. Przy okazji zwiedzania, natrafiliśmy na miejskie targowisko na którym można było zakupić, przekąski, jakieś pamiątki. 






Marysia i jej zapiekany pierog z warzywami.



Jedziemy dalej.


Mijają kolejne kilometry, a pogoda robi się coraz ładniejsza, w takim razie odpuszczamy wizytację w miejscowościach za wschodzie wyspy. Czy warto było odpuścić tego się dowiem jak tutaj wrócę. Z tego co zobaczyłem, a były to trzy miejscowości to każda wyglądała podobnie, trochę sklepów, trochę barów i mały port. Między portem,a sklepami aleja z palmami.


Głównym planem na dzisiaj miało być http://www.strandfuehrer.com/der-osten/cala-marmols/. Jadąc drogą widać znak Cala de Marmalos, skręcamy i jedziemy mijają 4 km, widzimy zaparkowane auta na poboczu, przebieramy się w stroje do kąpieli i idziemy przed siebie. Jakie zdziwienie na mojej twarzy gdzie zamiast plaży widać takie widoki.



Oczywiście miny Marysi nie muszę wam opisywać, pstrykam trochę fotek i wracamy do auta. Załączam GPS i sprawdzam, no tak pojechaliśmy za daleko. Wracamy, dojeżdżamy na pożądaną wysokość ale żadnej drogi nie widać, a skakać przez płot i dreptać jakimiś polami zamiaru nie mamy. Upał doskwiera, postanawiamy jedziemy na byle jaką plażę się pokąpać. I tak oto znajdujemy się w s'Arenal.


Na bardzo, długiej plaży pełno ludzi, dużo ludzi w wodzie. Rozkładamy się i idziemy do wody.
Po ochłonięciu wracamy do auta, zostawiamy ręczniki i udajemy się na spacer wzdłuż plaży.


Zauważamy że s'Arenal to typowo rejon nastawiony pod turystów z Niemiec. Wszystko informacje w barach, restauracjach są w języku niemieckim. Nawet naganiacze, naganiają po niemiecku. Natomiast tam gdzie my mieszkamy czyli w Magalufie, większość jest w języku angielskim. Druga sprawa że tam gdzie są góry (zachodnie wybrzeże) niebo jest zachmurzone, gdzie na wschodzie są chmury, ale nie tak dużo jak na zachodzie. Ceny pamiątek porównywalne z tymi w Magalufie, różnią się tylko euro centami. 
Słońce pomału zachodzi, a my kierujemy się do auta i w stronę hotelu.



 Nie daleko naszego hotelu znajduje się rondo z wielką literą 8. Obok tego ronda znajduję się zaraz WesternPark - Aquapark i tork gokartowy.


Padnięci udajemy się na kolację. Wieczór spędzamy na balkonie. Jutro rodzynka czyli wizyta w Palmie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz