wtorek, 1 marca 2011

Barcelona, spełnienie marzeń. (18-22.02.2011) - część 1

Rezerwacja biletów, jak i planowanie całej podróży odbywa się w listopadzie. W niecały tydzień po powrocie z Madrytu.
Barcelona jakże magiczne miasto, nie tylko że znajdują się tam wspaniałe budynki słynnego architekta Antonio Gaudiego, nie tylko ze swojego położenia, Nie tylko dlatego że Barcelona jest największym miastem regionu zwanego Katalonia. Dla mnie najważniejszym powodem dlaczego uważam Barcelonę za magiczne miasto, jest Duma Katalonii. Drużyna blaugrany, dla całej reszty znanej jako Fc Barcelona. Odkąd tylko pamiętam zawszę chciałem spędzić 90 minut na wypełnionym po brzegi stadionie Camp Nou, na którym swoje mecz rozgrywa moja ukochana drużyna. Jako że już wpadłem w wir łowienia promocji lotniczych, pomyślałem czemu by nie wybrać się do Barcelony na mecz, a przy okazji można pozwiedzać jak się miasto - jak się później okazało bardzo urokliwe. Wszystko zaczęło się od przeanalizowaniu terminarza meczów. Wybór padł na mecz Fc Barcelona – Atletic Bilbao, data 20.02.2011. Rywal może nie tak atrakcyjny jak Real Madryt, czy Walencja FC. Lecz dla niewtajemniczonych Atletic reprezentują basków. Więc mecz zapowiadał się atrakcyjny, w końcu dwa różne regiony będą rywalizować na zielonej planszy. Baskowie kontra Katalończycy. Następnym punktem w kolejce było zebranie towarzystwa, na odzew długo nie trzeba było czekać. Pierwszą osobą po mnie była moja narzeczona, która bardziej nastawiała się na zwiedzanie niż na mecz. Następna przyszła pora na Adama także fana Blaurany(Jędrzeja), który tym razem na wycieczkę zabrał swoją drugą połówkę Martę. Dobra lecimy. Czas na bilety, szybki rzut okiem na promocje Wizza i Ryana. Wylot mamy zaplanowany na 18.02 z Katowic do Girony (boczne lotnisko Barcelońskie) z przesiadką w Bergamo. Powrót planowany na 21.02 wylot z Girony z przesiadką we Frankfurcie Hahn i do Katowic. Cena jaką przyszło nam zapłacić niecałe 200 zł. Szału nie ma, ale tragedii też nie ma. Po jakimś czasie, myślę sobie na wszelki wypadek zapytam Roberta. Robert bez wahania odparł że leci. Potem dołączył Tomek,kolega z pracy mój i Roberta oraz Basia znajoma Roberta. Na samym końcu dołączył Staszek, również znajomy z pracy. Z racji że nie które ceny na samolot się pozmieniały cena poszła w górę i zatrzymała się na 230zł.Cała reszta postanawia że leci, także bilety na samolot zakupione. Teraz czas na bilety na mecz. Bilety rezerwujemy przez stronę servicaixa. Na jedną kartę debetową/kredytową można zakupić 4 bilety, po zakupie otrzymuje się potwierdzenie zakupu na adres email. Potwierdzenie trzeba wydrukować aby okazać je w kasie klubowej, przy odbiorze biletów wraz z kartą, którą się płaciło plus dowód osobisty. Bilety szukamy tak abyśmy chociaż siedzieli w jednym sektorze, udaje się takowe znaleźć. Cena za bilety 42e, zapłacone. Ufff, myślę sobie najważniejsze już teraz tylko nocleg, ale zaraz przecież lecą z nami dziewczyny. Więc warunek wc oraz prysznic musi się znajdować w pokoju i cena także musi być przystępna. Z pomocą przychodzi wyszukiwarka hostelworld. Znajduję pokój 8 osobowy z prywatnym wc, do tego położenie hostelu jest w ręcz idealne, około 5 minut piechotą od świątyni futbolu Cam Nou. Cena 16e na osobę za noc. Nazwa hostelu to Nest Barcelona - Feetup Hostels - POLECAM. Rezerwuje trzy noce, Robert wykłada zaliczkę. Mamy wszystko, teraz odliczanie czasu do wyjazdu. W międzyczasie mamy wyjazd do Dortmundu, więc robię odprawę w Wizie, nagle problem sic!. Moja ukochana zauważa że lot powrotny z Frankfurtu do Katowic który miał się odbyć 21.02,został przesunięty na 20.02 na niedzielę. WTF? Przecież w niedzielę gra Barca. Szybki email do obslugi klienta Wizz, okazało się że zmienili rozkład lotów i przysługuje nam zwrot pieniędzy lub przebukowanie biletów na inny termin. Ślęcze przed kompem ładnych parę godzin, ale nic ciekawego nie ma. Postanawiam zwrot kasy, piszę emaila o zwrot kosztów. Mija tydzień dalej brak jakiegoś sensownego powrotu do kraju :/, w międzyczasie kasa z Wizza pojawiała się na koncie. Jako że nie radzę sobie z problemem proszę o pomoc osoby na forum, doradzają przelot z Frankfurtu Hahn do Sztokholmu Skavska tam nocleg i 22.02 powrót do Krakowa. Ku*** półtorej dnia w podróży, w tamtym czasie nic sensownego nie było, a nie chciałem kombinować na ostatni moment. Przedstawiam sytuację reszcie kompanów, zgadzają się. Pojawia się jeden problem trzeba dołożyć do biletu po 50zł osoba. Za tą kasę i zwrot z wizza, zakupuję połączenie Frankfurt Hahn – Sztokholm Skavska na 21.02. I Sztokholm Skavska – Kraków na 22.02. Oby to było koniec problemów myślę sobie. Nic mylnego, Staszek jako że jest wiekowym facetem, nie bójmy się tego słowa użyć emeryt. Rezygnuje z wyjazdu z powodów zdrowotnych, licząc się z tym że nie może odzyskać pieniędzy za bilety. Jakby tego było mało Marysia także za dobrze się nie czuję. No cóż trudno. Z ośmiu osób zrobiło się siedem w tym jedna chora. Nadszedł czasz na przygotowanie do wyjazdu. Tym razem postanawiam że lecę z walizką tak jak moja druga połówka, ten sam sposób przewiezienia ubrań wybrał Adam z Martą. Tylko pozostała trójka wyrusza z plecakami. Wylot planowo o 6:00 z Katowic, także umawiamy się na 5:30 na lotnisku.Jako środek transportu wybieramy szwagra który zawozi naszą czwórkę do Pyrzowic. Robert i Tomek podróżują razem, a Basia dojeżdża sama. Piątkowa noc i budzik, godzina 3:40, boże !!!.Śniadanko, poranna toaleta, szybka orientacja jaka pogoda panuje na dworze brrrrr, wygląda na zimnice. Ubieramy się i o 4:30 wychodzimy z domu, kierujemy się pod Katedrę. Tam już czeka na nas szwagier, widzimy zbliżającego się Adama z Martą i nie wyspani pakujemy się do auta. Drogi puste więc jedzie się super. Około 5:20 jesteśmy już w terminalu, przechodzimy przez security chcek, a tutaj niespodzianka zaczął już się bording. Z doświadczenia idziemy od razu do tylnych drzwi i zajmujemy ostatnie rzędy. Podczas lotu obserwujemy wschód słońca i to chyba tyle z atrakcji. W Bergamo lądujemy opóźnieni ale za to pogoda o niebo lepsza niż ostatnio (dokładnie 5 dni temu). Wychodzimy przed terminal na przystanek i znowu ta sama sytuacja z automatem. Idziemy do change office, ale miła pani informuje nas że na początku lotniska znajduje się kasa biletowa. Przemieszczamy się szybkim krokiem pod kasę i zakupujemy po całodziennym bilecie dla każdego towarzysza podróży. Na zwiedzenie Bergamo mamy nieco ponad 5 godzin z dojazdem do miasta i z powrotem na lotnisko. Na zegarku 8:20 podjeżdża autobus wsiadamy, postanawiamy że tym razem wjedziemy autobusem na stare miasto. Tak też czynimy. Na pętli na starym mieście jesteśmy przed 9. Od razu kierujemy się na znajomą górę z panoramą na miasto.
Wchodzenie pod górę z walizkami. Marta.
 Oraz ja,a towarzyszy mi Marysia.

 Lepsza pogoda, to i widoki lepsze.Tutaj następuje przerwa na fotografowanie, jakieś śniadanko.I czas wracać na dół. 



Bergamo, widok ze starego miasta (Citta Alta)
 Tomasz i jego śniadanie.
W drodze powrotnej zahaczamy o dystrybutor z wodą i robimy zdjęcia alp, widocznych z drugiej strony starego miasta.
 Pasta do zębów nie jest moja.


 Idąc dalej natrafiamy na stragany, na którym zakupujemy wino. Sic! Brak korkociągu. Szukam jakiejś restauracji. Znalazłem, wchodzą pokazałem ruchem ręki o co mi chodzi. Miła pani się tylko uśmiechnęła i pomogła w otwarciu wina. 
 Adaś delektuje się włoskiem specjałem za całe 1,5e
Przyznam nie wiem co to, ale ładna fotka.


Winko mamy teraz czas na pizze. Kierujemy się w dół starego miasta. Zatrzymujemy się pod pizzerią. Czas na konkretne śniadanko, spędzamy jakieś 20 minut pod pizzerią konsumując pizze i popijając winkiem. 
Pizzerio- cukiernio od środka.
 Pyszzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzna pizza.
 Tomasz,Basia i Marysia.
 Marta pozująca ze swoim kawałkiem pizzy ;)

Pojedzeni ruszamy dalej. Następny przystanek główny plac, ludzi na placu można policzyć na palcach dwóch rąk. Fotki, fotki i jeszcze raz fotki, a czas leci.





Trochę grupowych.





Pora ruszać, jeszcze tylko zakup pamiątek w sklepie i udajemy się do stacji kolejki funiculare. Zjeżdżamy na dół nie mijają 2 minut i podjeżdża autobus na centrum, no to w drogę. Wysiadamy w centrum, udajemy się do Billi po piwko. Następnie znowu mała przerwa piwko w parku, parę fotek i na autobus.Jest coś po 11, ale ten czas szybko leci. 
Piwko w parku.
Parę zdjęć z przystanku Porta Nouva (przystanek przed dworcem kolejowym)
Widok na stare miasto.

 Kontrola biletów.
Jakiś kościół, na przeciwko przystanku.

 Rozkład jazdy autobusu na lotnisko. (znajduje się zawsze na samym dole rozkładu)

Na lotnisku jesteśmy po 12. Do security check trochę stoimy w kolejce jakieś 10 minut, po czym sprawnie przechodzimy przez sprawdzenie. Idziemy pod gate, a tam już kolejka. W kolejce wymieniamy poglądy na temat Bergamo, dzisiaj wystarczyło nieco ponad cztery godziny, na to co ja zrobiłem 5 dni temu w niecałe 20 godzin. Kolejka się ruszyła i po chwili dreptamy już do boeinga. Miejsca oczywiście z tyłu. Hiszpanio nadchodzimy !!!. Lot mija na spaniu i po 14 ale przed czasem lądujemy w Gironie. Opuszczamy samolot i zostało nam jakieś 500 metrów do przejścia do terminala. Na dworze świeci słoneczko może być z 23 stopnie, ciepełko :). Przez terminal się prześlizgujemy i kierujemy się w stronę przystanku autobusowego skąd odjężdżają autobusy do Barcelony- barcelonabus.Lotnisko w Gironie oddalone jest od Barcelony o nie całe 100km. Zakupujemy bilet powrotny za 21e u pani w okienku, a 5 minut później chowamy torby do bagażnika i zajmujemy miejsca w autobusie. Autobus wygodny, czekamy aż wszystkie miejsca się zapełnią i ruszamy. Przez pierwszą cześć podróży siedzimy przyklejeni do szyby, ale później zmęczenie daje znać o sobie i zasypiamy. 


Przebudzamy się przed Barceloną. Z lewej strony widać trybuny toru wyścigowego w Katalonii. W oczy rzuca mi się bilboard znanej marki, nie dla idiotów. Telewizor 40” za 499e. Myślę sobie fajnie, ja muszę zapieprzać 2 miechy na tv, oni z jednej wypłaty mogą sobie zakupić taki tv, trudno. Wjeżdżamy do Barcelony. Przez okna widać charakterystyczny budynek w kształcie hmmm tamponu :).


 Droga do dworca, przebiega spokojnie jak na godziny szczytu. Przed 16 docieramy do celu podróży, dworca Barcelona Nord.


 Opuszczamy autokar,zabieramy bagaże i udajemy się w poszukiwaniu metra. W poszukiwaniu stacji metra korzystamy z przewodnika, a dokładniej z mapki stacji metra. Odnajdujemy stację Arc de Triomf, schodzimy na dół. Następnie zakupujemy bilety na 10 przejazdów (t-10) cena 8,5e. Przechodzimy przez bramki i schodzimy na peron. I szok pociągi nie wyglądają jak metro tylko jak pociągi. Hmmmmm no ale skoro jeżdżą pod ziemią to musi być metro, tak to sobie tłumaczę.


Wsiadamy do pociągu i w drogę. Z mapki wyliczamy ile stacji nam zostało do naszej destynacji.


 Jedziemy i jedziemy z planu wychodzi że dawno powinna być jakaś stacja. Nagle światło i widać peron, jeden,drugi, trzeci. Hmmmm to chyba jakiś dworzec, postanawiamy wysiąść i kierujemy się na górę. Wychodzimy w środku jakiegoś dworca i tutaj zonk, żeby opuścić strefę trzeba skasować bilet na bramkach. Przechodzimy za bramki, wzrokiem szukamy jakiś informacji gdzie możemy być. Znajdujemy nazwę dworca Sants Estacio, po chwili odnajdujemy drogowskaz do linii metra która nas interesuje, linia niebieska L-5 kierunek Cornelia. Szybka orientacja, wysiadamy na stacji Badal, tuż to tylko jedna stacja. Przechodzimy ponownie przez bramki i schodzimy w dół. Tak to już na pewno metro Po 2 minutach podjeżdża pociąg wsiadamy i w drogę, nie cała minuta i opuszczamy pociąg jak i stację metra. Jesteśmy na powierzchni. Ale co teraz bez mapy miasta, zaczepiamy przechodniów ale nikt z nich nie mówi po angielsku. Moim wspaniali współtowarzysze wysyłają mnie do biura podróży, moim łamanym angielskim jakoś się dogaduję, przemiły pan swoim łamanym angielskim tłumaczy mi w którym kierunku mamy podążać. Po kolejnych 10 minutach jesteśmy na miejscu. Nasze nocleg odnaleziony.



 Meldujemy się,płacimy za nocleg. Od ludzi z recepcji uzyskujemy niezbędne informację na temat Barcelony. Udajemy się do pokoju aby zostawić nas bagaż, odświeżyć się i takie tam. Robię sobie szybki kurs opanowania linii metra. Po krótkiej przerwie uderzamy odebrać bilety na mecz. Stadion nie robi takie wrażenia jak stadion Realu, ale co z tego jak to stadion mojej ukochanej drużyny. 



Obchodzimy stadion do około pstrykając foty okolicy. W sąsiedztwie stadionu znajduje się hala sportowa, i mini Camp Nou na 30 tyś ludzi. 
Mini Camp Nou na wprost, niżej niż ten wieżowiec.
 Hala sportowa.

Fc Barcelona, to coś więcej niż klub.


Odnajdujemy główną kasę, kolejka do kasy całkiem spora.



 Po 15 minutach czekania podchodzimy do okienka. Zero rozmowy, przekazujemy panu potwierdzenia rezerwacji biletów,karty debetowe i dowody tożsamości. Po kilku sekundach jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami biletów na mecz. Już że moje marzenia się spełnia. Jestem w Barcelonie i mam w ręku bilet na mecz mojej drużyny, byle do niedzieli.



Czas na wizytę w sklepiku klubowym FcBotiga. Wybór jest prze ogromny na ma co opisywać, załączam zdjęcia. 












Mi w oko wpada koszulka 1899,skok do przymierzalni i do kasy. Cena 25e, u nas w kraju podobne koszulki chodzą po więcej niż 100 zł, także bez zastanowienia uderzam do kasy. Opuszczamy teren stadionu i kierujemy się do stacji metra. Następny przystanek Placa Cataluna i reprezentacyjna ulica Barcelony, La Rambla. Podążając do stacji metra zahaczamy jeszcze o przy stadionowy bar. Zamawiamy po piwku i w drogę. 

W ciągu następnych nie całych 20 minut, jesteśmy na Placa Cataluna, nastał zmrok. Ulicę rozświetla masa latarni oraz masa przydrożnych witryn sklepowych. Przemieszczamy się w dół ulicy do portu, po drodze sprawdzamy ceny pamiątek.







 Po drodze wstępujemy na chwilę na targowisko. Już koniec dniówki, tylko parę straganów otwartych. 




Ale zaraz, zaczyna doskwierać nam głód. Fuck, dania ze sobą nie mamy także kierujemy swe kroki w dzielnicę Barri Gotic, zostajemy zaczepieni przez przydrożnego naganiacza i podejmujemy decyzję wchodzimy. Lokal przyjemny wszystko w stylu Gaudiego, nawet zastawa.Nazwa lokalu to tapas Gaudi. Bez zastanowienia zamawiamy paella menu, oraz piwo. Po wspomnieniach z Lanzarote myślę sobie tutaj powinno być podobnie (chodzi o paelle). Nosz, to skandal. Paella wielkości średniej patelni w Polsce, owoców morza jak na lekarstwo, w sumie czego się spodziewać. Przecież Barcelona miasto turystyczne, dobrze że chociaż  piwo prezentuje się konkretnie. Kufel wygląda na litrowy. 
Po średnim napełnieniu brzuchów kolejny szok. Cena za takie cudo 14e + 5e piwo, chciało by się powiedzieć skur$%&*#$%. Płacimy i opuszczamy lokal.

Kilka fotek z Barri Gotic




W między czasie mija nas takie cudo.


 Szybkim krokiem znajdujemy się pod pomnikiem Kolumba. Pamiątkowe foto nocą.



 I czas wracać do hostelu, w końcu od 3:30 jesteśmy w większości na nogach. Po drodze czuć zapach pewnego specyfiku do palenia zabronionego w naszym kraju. Wsiadamy na stacji Drassanes, nie którzy z nas nasiąkneli już nawykami miejscowych i przechodzą przez bramkę we dwójkę na jednym bilecie. Podróż mija szybko z jedną przesiadką i jesteśmy na stacji badal. Kierujemy się w stronę hostelu, po drodze zaliczamy jeszcze sklep i za opatrówujemy się w, jedzenie na śniadanie, kawę,napoje na wieczór. Przykładawe ceny.
Ballantine's 0,7 – 11e
6-pak piwa, Moritz,Estrella -2,5e
Coca Cola 4l(2x2l) -2,6e
pizza mrożona 1,9e
szynka Jamon 1,19e
W pokoju zostawiamy zbędne rzeczy i schodzimy na dół posiedzieć.Popijamy napoje alkoholowe, trochę żartujemy, jest przy tym kupa śmiechu. W ogóle nie zwracamy uwagi na chłopa siedzącego z laptopem niedaleko nas. Czas biegnie nie ubłaganie na zegarku przed 1 w nocy. Udajemy się do pokoju. Czas spać, lecz nie każdemu się chcę, także w pokoju dokańczamy butelkę i dopiero wtedy zasypiamy.



5 komentarzy:

  1. Fajny widok na Bergamo... W którym miejscu jest ta znajoma górka? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Musisz wjechać pierwszą kolejką lub autobusem numer 1, następnie kierujesz się na drugą kolejkę (która obecnie jest zamknięta z powodu remontu) za kolejką skręcasz w prawo i wchodzisz pod górę jakieś 200-300 metrów i masz taki fajny widoczek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Więc my nie byliśmy jedynymi, którzy pomylili stację metra ze stacją pociągów na Arc de Triomf:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam pytanie... z jakim wyprzedzeniem kupowaliście bilety przez ticketmaster, bo my planujemy podróż 16-28 września i 19 jest mecz fc barcelony a biletów jeszcze (albo już) nie ma :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziwne o.O
    Myśmy kupowali bilety jakoś w grudniu lub styczniu.
    Ale jeżeli przeciwnik nie jest zbyt atrakcyjny, to nie powinno być problemu żeby kupić bilety w kasie na stadionie

    OdpowiedzUsuń