Krótki sen i dzwoni budzik, 3:10. Poranna toaleta, muszę
odczekać na swoją kolej, panie przodem. Jeszcze tylko ciepła herbatka z rana i
około 3: 30 wychodzimy z domu. Na dole przypomniało mi się, że zapomniałem
baterii do lapka i musiałem się wracać. Biegiem wracam do żonki, która już
pokonała kawałek drogi. O 3: 50
dochodzimy na pl. Andrzeja i widzimy jak autobus na lotnisko odjeżdża. WTF?
Tutaj następuje małe spięcie i leci foszek;) Szybka wymiana zdań i idzie pod
dworzec na taksę: / Dochodzimy pod dworzec, a na przystanku grupa ludzi z
walizkami. Po chwili podjeżdża autobus ( okazuje się, że stał w innym miejscu i
tylko nakręcał, aby podjechać na przystanek) Marysi mi oznajmia, że drogę na
lotnisko przemilczymy. Panu kierowcy pokazuję numer rezerwacji oraz kartę
flysilesia, on sprawdza na komórce w systemie czy jest taka rezerwacja,
wszystko jest ok, siadamy i w drogę. Droga na lotnisko mija szybko i po 50
minutach jesteśmy przed terminalem B. Opuszczamy autobus, jeszcze tylko małe
zakupy w kiosku i kierujemy się w stronę security-check. Niestety dość nie
mrawo szła ta kontrola i stoimy w kolejce dobre 10 minut (kolejka max 5 osób).
Maryś pierwsza, ja za nią. W między czasie pan ze straży granicznej pytał się
coś o płyty w mojej walizce. Na co Marysia mu mówi, że to nie jej, tylko moja.
Pan lekko zdziwiony i pyta z prostownicą? Ach te uroki latania z kobietami J W strefie wolnocłowej
sporo ludzi, a my mamy jeszcze około godziny, bo boardingu. Ten czas wykorzystujemy
na przeglądnięciu prasy on-line. Wi-fi na lotnisku śmiga aż miło. Około 5: 40
zaczyna się boardzing. Jesteśmy lekko zdziwieni, bo do samolotu idziemy na
nogach. Zajmujemy ostatni rząd miejsca 30 D, E, F. Około 6: 05 wszyscy już siedzą, a my dalej stoimy.
Z głośników leci, że musimy poczekać na swoją kolejkę do odladzania. I w
oczekiwaniu na odladzanie, mija nam następne 40 minut. Z 40 minutowym
opóźnieniem wzbijamy się w powietrze i idziemy spać. W Skavscie lądujemy tylko
z około 15 minutowym poślizgiem. Tradycyjnie przemieszczamy się piechtobusem w
stronę terminala. Z lewej strony widać lekko przysypaną francę.
Do następnego
lotu mamy coś ponad 3h. Ten czas mija nam na, cigaret pauza for Marysia i na
Szwedzkim śniadanku za 90zł (2 kanapki na ciepło + 2 herbaty)
Na coś ponad
godzinę przed boardingiem przechodzimy przez security i tutaj następuje lekkie
zdziwko. Pani sprawdzającą karty pokładowe każe ważyć wszystkie walizki. Moja
pokazuje piękną liczbę 10 Kg, a Marysi coś koło 7kg. Sprawny security-check,
sprawdzenie oferty z kosmetykami w sklepie wolnocłowym. I rozsiadamy się na
krzesłach. Mija z 15 minut, na monitorze pojawia się gate 4 i ludzie zaczynają
się ustawiać w kolejce. Marysi za bardzo się ten pomysł nie podoba, ale ja
postanawiam dołączyć do wariatów. Przed nami z 10 osób, czyli szansa na dobre
miejsce do spania jest. Mija chwila i dołącza domenie moja żona i zdziwiona
pyta. Czemu tutaj stoimy? Odpowiadam jej, że mamy boarding z gateu 4. Sprawdzam
jeszcze raz monitor, a tam puste pole. Po chwili pojawia się gate nr. 1.
Wychodzimy z kolejki i kierujemy się w stronę gatu nr.1 Reszta pasażerów
dopiero później załapał, o co c’man, a my już staliśmy w pierwszym rzędzie przy
biurku.
Znowu stały schemat, Prioryty boarding, reszta osób, spacer
do samolotu, ostatnie miejsca 33D, E, F. Jeszcze nie wszyscy siedzą, a tutaj
już odladzają samolot.
Po następnych 10
minutach jesteśmy już w powietrzu. Przed nami prawie 4h lotu ryanem. Odpalamy
lapka włączamy film, może czas szybciej zleci. Film się kończy i resztę podróży
przesypiamy, budzimy się jak samolot już się zniża. Widoki za oknem kosmiczne.
Góry, chmury zielone pola i słoneczko:) Bezproblemowe lądowanie i kołujemy pod
gate, na początku myślałem, że będziemy wychodzić przez rękawy. Ale niestety
samolot opuszczamy po podstawionych schodach i po krótkim spacerku jesteśmy w
strefie odlotów. Ściągamy ciepłe ubrania i kierujemy się do biur Rent a Car. Nasze
biuro znajduje się na poziomie -2. Odbieramy kluczyki do auta, udajemy się na
poziom 0 i szukamy naszej bryki. Po raz 2 otrzymujemy od RecorGo, Opla Corse.
Pakujemy się do auta, uruchamia GPS i kierunek Torremolinos. Zanim GPS złapał sygnał byliśmy już w połowie
drogi (jechaliśmy na czuja i z tego, co pamiętałem z googlemaps). Po 15
minutach jesteśmy pod hotelem, przy którym brak miejsca parkingowego. Szukamy
placu, okrążamy hotel jeszcze raz i udaje nam się zaparkować za rogiem. W oczy
od razu rzucają się pomarańcze na drzewach, plus cieplejsze powietrze. Na recepcji pokazujemy voucher + dowód, pan sprawdza w systemie. Wszystko ok, otrzymujemy
kartę do pokoju. Z ciekowości pytam czy
mają rezerwację na Marysię na kolejne 2 dni. stety, niestety, brak rezerwacji.
Pokój mamy na 10 piętrze. Zostawiamy
łachy, cigaret pauza na balkonie.
Później szybka toaleta i kierunek morze. Po
drodze kosztujemy pomarańcze z drzewa.
Smakują jak grejpfruty. Po 10 minutowym
spacerkiem spacerujemy już po piasku w promieniach styczniowego słoneczka.
Marysia na bosaka, ja w butach. Jakoś nie chciało mi się ściągać. Przy brzegu
leży pełno muszli, zbieramy te największe i kontynuujemy spacer.
Mijają kolejne
metry i w końcu postanawiamy przejść na chodnik. Marysia płucze nogi w specjalnych
natryskach.
I tak sobie chodzimy bez
celu. Po drodze mijamy dwie w letnich strojach i z ręcznikami na pobliskim
termometrze widnieje +15, a słoneczko ładnie praży. Trolujemy trochę w słońcu.
Czas poszukać jakiegoś sklepu, wracamy chodnikiem, mijamy ulicę, którą doszliśmy
do plaży, a my idziemy dalej. Po drodze odwiedzamy przy plażowe sklepy i robimy
pierwszy rekonesans cen pamiątek. Ceny nie powalają na kolana i są podobne (
magnes od 1,5e, figurka od 3e). Idziemy i idziemy, aż w końcu docieramy do
miejsca gdzie ruch samochodowy jest zabroniony i zaczynają się same knajpki z
deptakiem z kostki brukowej. My natomiast korzystamy z pobliskich schodów i
wchodzimy do góry. Tym o to sposobem docieramy do jednej z głównych ulic
Torremolinos. W między czasie robimy zakupy w SuperSol-u (ceny podobne do
eroskiego) Dalej kierujemy się tak jak by ku górze i docieramy do głównej ulicy,
którą przyjechaliśmy z lotniska. Skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę
hotelu, po drodze mijamy Mc’D. Także wiemy gdzie przyjdziemy wieczorem, aby sprawdzić,
co w kraju słychać;) Do hotelu docieramy po 5 minutach. Kierunek balkon i czas na relaks, piwko
chipsy i widoki z 10 piętra całkiem przyzwoite.
Co chwile lądują i startują
jakieś samolot, mimo że jesteśmy około 12km od lotniska to i tak widoki
przednie. Czas tak szybko minął nam na balkonie, że już czas, aby udać się do
restauracji na kolację. Szybki transfer windą na parter i meldujemy się na Sali
wydawani posiłków. Do wyboru szwedzki stół z potrawami przygotowanymi pod
miejscowych, znalazły się też frytki i kurczak. Do tego do picia wino
(czerwone, białe) lub woda szkoda, że tylko do konsumpcji na miejscu i nie
można wynosić do pokoju :/
Po pierwszym pełnowartościowym posiłku w tym dniu,
udajemy się do
pokoju na małe leżakowanie. Wieczorem wychodzimy na zakupy i mały rekonesans po
okolicy.
Głównym ubiorem na wieczorny spacer jest kurtka. Zaliczamy jeszcze
ławkę przed mc’d w celu skorzystania z wifi. Na dworze już ciemno, na zegarku
lekko po 21, czas w końcu się położyć, przecież od 3 jesteśmy na nogach. W
pokoju spożywamy jeszcze po jednym piwku według uznania( ja: san miguel, Marysia:
shanddy). Jeszcze tylko kąpiel i legen. Budzik nastawiamy na 9 rano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz